Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Dobre występy nieco nam spowszedniały… a nie powinny.

Kończący się właśnie sezon piłkarski miał różne barwy dla dwóch utytułowanych klubów. Jednego w Hiszpanii, a drugiego w Polsce. Dla Barcelony i Legii. W stolicy Katalonii na pewno cieszą się z faktu, że tak często znów czuli smak zwycięstw. I to przede wszystkim w odwiecznej rywalizacji z Realem Madryt. Barca wygrała z Królewskimi aż cztery razy w trakcie sezonu, czyli dokonała czegoś, bez cienia wątpliwości, wyjątkowego. A przecież każde, absolutnie każde zwycięstwo w El Clásico smakuje niepowtarzalnie. Barcelona ograła rywala z Madrytu dwukrotnie w lidze, była także lepsza w starciach o Superpuchar Hiszpanii i Puchar Króla. Swoje cegiełki do tych sukcesów dołożyli Polacy. Robert Lewandowski, a także Wojciech Szczęsny często odgrywali ważne, a nawet bardzo ważne role. Dlatego my jako kibice możemy być naprawdę dumni. Nasi rodacy znaleźli się w tak wielkim klubie, a co najważniejsze, nie ograniczali się do roli statystów. Wiem, wiem, wiem. Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. I te dobre występy być może nam nieco spowszedniały… a nie powinny. Bo na podobny sezon być może będziemy musieli długo poczekać.
Oczywiście Lewandowski i Szczęsny poczuli także smak bolesnej porażki. Bo dotarli aż do półfinału Ligi Mistrzów. Ale tam ich klub został zatrzymany przez Inter Mediolan. Po fascynującym dwumeczu górą była drużyna z Włoch. I jest to rysa na dobrym sezonie katalońskiego klubu. Rysa bolesna, bo przecież Barcelona na triumf w Champions League czeka bardzo długo, od 2015 r.
Nieco krócej na niezwykle ważny sukces czekają kibice Legii. Ostatni raz piłkarze z Łazienkowskiej byli mistrzami Polski cztery lata temu. Niby cztery lata to niezbyt długo, ale znam kilku kibiców, dla których to niemal jak wieczność. W tym okresie po tytuł sięgały m.in. Raków Częstochowa i Jagiellonia Białystok. Dla obu klubów były to pierwsze mistrzowskie korony. Oba weszły też na stałe do ligowej czołówki, co oznacza, że Legia z roku na rok ma trudniejsze zadanie. A jak ono jest trudne, przekonaliśmy się w minionych miesiącach. Warszawski zespół – na osłodę – pokazał się z dobrej strony w europejskich pucharach, a także sięgnął po Puchar Polski. Mam jednak wrażenie, że ta słodycz nie przykryła goryczy związanej z rozgrywkami ligowymi. Bo Legia nie tylko nie miała wiele do powiedzenia w walce o odzyskanie tytułu. Legia zagrała słabo ze wszystkimi drużynami z ligowego podium. Stołecznym kibicom trudno pogodzić się z faktem, że na stadionie przy Łazienkowskiej wynikiem 0:1 skończyły się mecze z rywalami z Poznania, Częstochowy i Białegostoku. Ten bilans jest po prostu fatalny. I takiej drużynie jak Legia, z takimi kibicami, on po prostu nie przystoi.
Piłkarskie smaki bywają różne. Wiedzą coś o tym w Barcelonie, wiedzą też w polskiej stolicy. Piłkarskie smaki mają też jednak to do siebie, że nieustannie się zmieniają, gdyż futbolowe życie nie znosi próżni i nudy. Dlatego za kilka miesięcy kibice znów będą mogli poczuć nowe emocje i nowe związane z nimi smaki.