Mąż, ojciec sześciorga dzieci, żołnierz, ziemianin, katolik – we wszystkich momentach życia Stanisława Starowieyskiego objawiła się zwyczajność i świętość.

– Pamiętam, kiedy moja mama otrzymała kartkę pocztową z wiadomością o śmierci stryja. Pobladła i upuściła z rąk kartkę – moment ze swojego wczesnego dzieciństwa wspomina ks. prof. Marek Starowieyski, bratanek bł. Stanisława.
Z tamtego czasu zachowało się kilka krótkich liścików napisanych przez Stanisława Starowieyskiego do żony Marii, które świadczą o jego heroizmie i wielkiej miłości małżonków. Przebywał w bloku dla więźniów politycznych, gdzie najgorzej traktowano osadzonych. Listy tchnęły natomiast pokojem: Stanisław wypytywał w nich o zdrowie bliskich, jak radzą sobie dzieci, dawał rady żonie co do prowadzenia majątku. Polecał, kogo z potrzebujących we wsi trzeba jeszcze wesprzeć. Z obozu pisał bez cienia skargi, jakby był w sanatorium, żeby oszczędzić rodzinie bólu. „Jestem zdrów i czuję się dobrze całkiem, a nawet lepiej”. „Pogoda tu jest dość ładna i łagodne powietrze”. Jak pisze Adam Sarbinowski, ateista, który nawrócił się dzięki Starowieyskiemu, obok głodu i wycieńczenia pracą cierpiał z powodu bólów nóg. Rany żylaków otwierały się, kiedy jako zakażeni świerzbem musieli stać po dwie godziny na 28-stopniowym mrozie w bieliźnie w kolejce do zimnego prysznica. Starowieyski przez rekolekcje na pryczy obozowej przygotował Sarbinowskiego do przyjęcia sakramentów. Podtrzymywał innych więźniów na duchu, w czym pomagała mu silna wiara i duże poczucie humoru. Kiedy zaczęto oddzielać księży od świeckich, zachęcał więźniów, by korzystali ze spowiedzi. W obozie spotkał o. Adama Kozłowieckiego, jezuitę, z którym toczył rozmowy.
Za to, że był ziemianinem i działaczem katolickim, traktowany był przez Niemców ze szczególnym okrucieństwem. Cierpiał też od więźniów komunistów, których władze obozowe wykorzystywały do pastwienia się nad katolikami. Zakatowany został w Wielkim Tygodniu 1941 r. przez Revierkapo Heidena, który nie pozwolił przyjąć ciężko chorego do szpitala obozowego. Niemiec ciężkimi butami skopał leżącemu głowę, połamał żebra. Przed śmiercią, dzięki pomocy współwięźniów, Stanisław mógł wyspowiadać się i przyjąć Komunię Świętą z rąk ks. Dominika Maja, proboszcza z rodzinnej parafii, także więźnia Dachau. Jak pisze ks. prof. Marek Starowieyski w książce o błogosławionym, ten zmarł w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania. Kiedy w poranek wielkanocny wynoszono jego zwłoki z baraku, wszyscy więźniowe wstali i zdjęli czapki z głów, co się nigdy w obozie nie zdarzało.
– Rodzinie wysłano prochy w urnie, która złożona została w grobie Szeptyckich w Łabuniach. Czy to mogły być jego prawdziwe prochy? – pyta retorycznie ks. Starowieyski.
– Na jego religijność i wychowanie miał wpływ rodzinny dom – opowiada bratanek błogosławionego. Stanisław urodził się 11 maja 1895 r. w Ustrobnie – dziś to diecezja rzeszowska – jako trzecie z sześciorga dzieci Stanisława i Amelii z Łubieńskich. Po jego narodzinach wszyscy przenieśli się do dworu w Bratkówce. – Rodziców miał szczególnych. Ojciec doktor prawa, wybitny intelektualista i polityk galicyjski, mama stworzyła Sodalicję Mariańską Pań Ziemi Sanockiej. Przy ich dworze znajdowała się kaplica z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w której sprawowana była Msza św. niedzielna, nabożeństwa majowe, czerwcowe i październikowe dla całej wsi – mówi ks. Starowieyski.
Duży wpływ wywarła na nim nauka w Zakładzie Naukowo-Wychowawczym Jezuitów w Chyrowie. Zdał na wydział Prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Możliwość kształcenia zakłócił mu wybuch I wojny światowej. Służył w armii austriackiej, walcząc na froncie południowym. Potem brał udział w wyprawie kijowskiej i bitwie warszawskiej 1920 r. Wrócił schorowany i uhonorowany Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti Militari.
W 1921 r. poślubił Marię Szeptycką. Zamieszkali w Łaszczowie. Stan majątku był rozpaczliwy, ale wkrótce dzięki umiejętności zarządzania Stanisława majątek zaczął bardzo dobrze prosperować. Mimo zamożności małżonkowie i ich sześcioro dzieci z wyboru żyli skromnie. Jadali proste pokarmy – w dni powszednie czarny chleb, nosili prostą odzież, na umeblowanie pokoi składały się najpotrzebniejsze sprzęty: łóżka, szafki, krzesła. Każdy dzień małżonkowie rozpoczynali Mszą św. Dużo czasu poświęcali dzieciom. Mimo zmęczenia pracą wieczorem Stanisław czytał im Sienkiewicza, Mickiewicza, śpiewali razem piosenki patriotyczne.
Ówczesne relacje między dworem i wsią miały u Starowieyskich nadzwyczajny wymiar. Stanisław wyniesioną z domu rodzinnego troskę o pracujących w dworze, dbałość o ich warunki bytowe, opiekę lekarską, religijność jeszcze zwielokrotnił. Dobrze wynagradzał za pracę, odwiedzał chorych. Wobec biedy panującej na Lubelszczyźnie rozwijał akcję pomocy. – Ciocia Marylka organizowała pomoc dla kobiet, zwłaszcza dla tzw. upadłych dziewcząt, stryj pomagał najuboższym w wielu inicjatywach z ogromną hojnością – mówi ks. Starowieyski.
Czuł się odpowiedzialny za zbawienie ludzi. „Czegoż nie warto robić i poświęcić, by tyle dusz ginących ratować” – zanotował Stanisław podczas rekolekcji. Miał kontakt z o. Maksymilianem Kolbem, rozprowadzał książki i prasę. W sali teatralnej przerobionej ze spichrza zaczął organizować przedstawienia, wykłady ogólnokulturalne i kulturalno-religijne, co potem przerodziło się w organizowanie rekolekcji z zapraszaniem wybitnych prelegentów. Skupił się zwłaszcza na młodzieży i nauczycielach. W 1935 r. na zlocie młodzieży w Tomaszowie Lubelskim zebrało się 15 tys. osób. To, co robił, zapoczątkowało powstanie w Polsce Akcji Katolickiej. Dziś patronuje tej formacji.
Za swoją działalność spotykał się z atakami komunistów. Cieszył się autorytetem nie tylko na Lubelszczyźnie, także w całej Polsce. Kiedy wybuchła II wojna światowa, wiedział, że będzie aresztowany. Nie skorzystał z możliwości ucieczki, także dlatego, by ochronić przed aresztowaniem innych członków rodziny. 19 czerwca 1940 r. został zabrany przez gestapo. Poprzez więzienie na zamku w Lublinie trafił do Sachsenhausen, a we wrześniu do Dachau, gdzie otrzymał numer 16532.
Jan Paweł II 13 czerwca 1999 r. w Warszawie wyniósł go na ołtarze w gronie 108 męczenników II wojny światowej. – Relikwiarz z fragmentem krzyżyka, który nosił, zostanie wprowadzony w październiku tego roku do Świątyni Opatrzności Bożej – mówi ks. prof. Marek Starowieyski.