22 maja
czwartek
Heleny, Wieslawy, Ryty
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Opiekun jasnogórskiej Hodegetrii

Ocena: 0
1103

Sławny profesor, główny konserwator najważniejszego obrazu w Polsce – ikony Matki Bożej Jasnogórskiej, w maju skończył 92 lata. Jego uśmiech sprawia,
że wygląda dużo młodziej.

Po domu w warszawskim Wawrze krząta się żona, równie uśmiechnięta, ciepło bije z każdego miejsca. Odwiedzam profesora ze znajomą felicjanką, s. Natanaelą – sekretarzem Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego, która studiowała na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, kiedy on był jej rektorem. To ona tak wiele mi o swoim profesorze opowiadała.

Gospodarz robi herbatę. Koniecznie chce nam pokazać rodzinne albumy ze zdjęciami jeszcze z czasów dziadka, a potem taty, który interesował się fotografią. Sam profesor, zanim rozpoczął studia na ASP, ukończył również liceum fotograficzne. O historii rodziny może wiele opowiadać: w 1894 r. dziadek z rodziną wyjechał z Dąbrowy Górniczej do Ługańska, a w 1919 r. ojciec z żoną i rocznym Heniem uciekł stamtąd przed komuną do Polski…

 


RELACJA Z MATKĄ BOŻĄ

Prof. Wojciech Kurpik zaprzyjaźnił się z Matką Bożą i przez ponad czterdzieści lat był bliżej jasnogórskiego obrazu niż ktokolwiek inny. Jego historię opisał m.in. w naukowej książce „Częstochowska Hodegetria”. Sam siebie nazywa apologetą Maryi Hodegetrii, bo taki właśnie wizerunek Maryi – jedno z najwcześniejszych Jej przedstawień – lubi najbardziej. Jak wyjaśnia, Hodegetria (typ przedstawienia Matki Bożej; grec. ‘przewodniczka’, ‘ta, która prowadzi’) ukazuje Maryję o poważnym, bizantyńskim wyrazie twarzy, która na rękach trzyma Emmanuela, a więc Jezusa, który nie wygląda już jak niemowlę, ale jest nieco starszy – rozumiejący i nauczający.

Profesor potrafi odtworzyć szczegóły prac konserwatorskich nad obrazem, zna go od podszewki. Ostatnia jego książka doskonale pokazała, że z Matką Bożą ma nie tylko relacje służbowe. Czytając wydaną przez paulinów „Klechdę, czyli opowiadanie o Cudownej Jasnogórskiej Ikonie Maryi Hodegetrii”, nie miałam wątpliwości, że jest Ona dla prof. Kurpika kimś więcej niż „podopieczną” z jasnogórskiego obrazu. „Klechda” to poetycka modlitwa, jednocześnie opowieść odsłaniająca dzieje ikony, a między wierszami również relacji autora i Matki Bożej w Jej wizerunku.

Jak zaczęła się ta pana przyjaźń z Maryją? – pytam. Profesor zamyśla się i przywołuje wspomnienia: – Moja rodzina nie była specjalnie religijna, ale katolicka. Pamiętam, że mój starszy brat Heniek, gdy byliśmy nad morzem, pacierz kazał mi odmawiać. A ojciec miał taki wytarty od modlitwy medalik, który dostał od znajomego zakonnika, kiedy był bardzo chory.

Jak wspomina, jego pierwsze bliższe zetknięcie się z Matką Bożą miało miejsce na początku II wojny światowej. – Miałem wtedy może osiem lat. Z mamą uciekliśmy z Warszawy za miasto, do jej siostry. Dołączyła do nas potem druga ciotka z gromadką dzieci. Wkrótce jednak i tam zaczęły się pojawiać samoloty. Pamiętam sztukasy, takie z podgiętymi skrzydłami, które wyglądały jak drapieżne ptaki. Przypominam sobie moment, kiedy stoję w drzwiach, widzę samolot, który zrzuca bomby, i słyszę, jak one wybuchają coraz bliżej i bliżej. I pamiętam strach, że następna trafi w nasz dom. Takie przeżycia przyczyniły się do tego, że jako dziecko zacząłem wzywać wstawiennictwa Maryi – opowiada.

Prof. Kurpik wspomina, że jego mama miała wśród swoich rzeczy książeczkę do nabożeństwa, w której była Litania loretańska. – Kiedy nadchodziły momenty bombardowania i wszyscy biegliśmy do ogrodu, by ukryć się pod drzewami, zabieraliśmy ze sobą tę książeczkę. I raz ja, a raz moja mama na przemian czytaliśmy wezwania do Matki Bożej. Wtedy zacząłem w sposób bardzo materialny, realistyczny traktować Litanię loretańską, bo przecież tak przeważnie było, że jak kończyła się litania, bombardowanie milkło. Potem żartowali ze mnie, że to moja broń przeciwlotnicza – ciągnie profesor.

 


SANOCKIE IKONY

Ratowania ikon nigdy nie planował, nawet wtedy, gdy dostał się na warszawską Akademię Sztuk Pięknych. – Doprowadził do tego szereg zdarzeń, chociaż teraz wiem, że to poprzez nie właśnie działa Pan Bóg – mówi. W czasie studiów podjął się pracy konserwatora zabytków, ponieważ było takie zapotrzebowanie, a dodatkowo można było zrobić dyplom z konserwacji. Ze względu na doświadczenie zatrudniono go potem w Toruniu, gdzie mógł też prowadzić wykłady na uczelni i uzupełnić studia. Wtedy prof. Kurpik miał już żonę i dwoje małych dzieci. W Toruniu zostaliby jeszcze na długie lata, jednak – jak mówi sam profesor – nie takie miała plany Boża opatrzność. Kiedy wydawało się, że państwu Kurpikom wszystko się poukładało, ich dzieci zaczęły chorować i lekarka zaleciła im wyjazd w łagodne góry, proponując miejscowość Rymanów na Podkarpaciu. – Niedługo potem przyjechał do Torunia dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, które poza tym, że zajmowało się sztuką ludową, gromadziło ikony ze zniszczonych i starych cerkwi. Szukał wśród absolwentów uczelni osób, które pomogłyby w pracowni ratowania ikon – opowiada. Kiedy okazało się, że Rymanów i Sanok dzieli niecałe 30 km, zrezygnował z dobrej pracy oraz kariery w Toruniu i wraz z rodziną przeprowadził się do Sanoka.

– Kiedy przyjechałem i zobaczyłem te wszystkie ikony: połamane, porozbijane…, poczułem ogromny ból – wspomina. Praca przy ratowaniu ikon była bardzo intensywna, ale wiedział, że jest potrzebna. Wtedy myślał, że będzie w Bieszczadach z rodziną trzy, cztery lata. Zostali kilkanaście, aż do matury dzieci.

To właśnie przy konserwacji ikon w Sanoku prof. Kurpik zaczął tworzyć wiersze. Tam powstał m.in. utwór o Hodegetrii z Nagórzan, którą zajmował się tuż przed pójściem do szpitala w związku z groźbą utraty wzroku. Wtedy napisał, że nawet gdy ciemność pogrąży jego oczy, on uchroni w nich obraz Maryi aż „do ostatniej korekty”, gdy Ona go będzie witać. Wyzdrowiał.

 


RATOWANIE OBRAZU

Gdy dzieci szły na studia, Kurpikowie zdecydowali się na powrót do Warszawy. Opatrzność Boża postawiła im na drodze życzliwych ludzi, dzięki którym było to możliwe. Profesor zaczął pracować w Biurze Handlu Zagranicznego Desa. Również tam, kiedy trafiała się ikona w złym stanie, powierzano ją jego opiece. A potem była już Akademia Sztuk Pięknych.

Konserwatorem ikony jasnogórskiej został w 1979 r. W tym czasie na obrazie pojawiły się spęcherzenia, groziło mu zniszczenie. Paulini bardzo przejęli się tą sytuacją i powołali Komisję Konserwatorską do spraw Cudownego Obrazu. Należąca do niej doc. Hanna Jędrzejewska od razu zaproponowała do jej składu prof. Wojciecha Kurpika. Było to dla niego – jak wspomina – ukoronowanie tych wszystkich lat spędzonych w służbie ikonom.

– To była wielka satysfakcja, ale jednocześnie duże poczucie odpowiedzialności, bo przy tym obrazie odpowiada się nie tylko przed paulinami, ale przede wszystkim przed tysiącami ludzi. Jeśli z ikoną dzieje się coś złego, to jak stanąć przed tymi, którzy codziennie przybywają przed oblicze Maryi? – mówi. – A czy myślał pan o tym, jak stanąć przed Matką Bożą? – dopytujemy. – Nie, nigdy tak nie myślałem. Ona przecież najlepiej wiedziała, co ja wtedy czułem – odpowiada z uśmiechem.

Prof. Kurpik pamięta długie rozmowy przy jasnogórskiej ikonie z ks. prof. Januszem Pasierbem, który też wchodził w skład komisji, a potem bezsenne noce spędzone na rozmyślaniach o tym, jak ratować obraz. Podczas prac konserwatorskich profesor zebrał wszystkie dotychczasowe opinie i badania na temat ikony, w tym te o rysach na twarzy Maryi. Udowadniał, że nie były one zamysłem średniowiecznego malarza, jak głosiły niektóre teorie, ale efektem profanacji i cięcia zakrzywionym ostrzem noża. Dopiero przy kolejnych konserwacjach postanowiono je podkreślić czerwoną farbą, co nadało im dodatkowego znaczenia. – Wygląda to tak, jakby ślady cierpienia ludzi modlących się przed tym obrazem przez wieki były wypisane na twarzy Matki Bożej – mówi s. Natanaela, kiedy o tym dyskutujemy. A profesor dodaje cytat z wiersza Kazimiery Iłłakowiczówny: „Kulami skłuty, szablą zrąbany / przed Tobą śmiało stoi, / boś także ranna”.

Maryja przez te wszystkie lata mocno opiekowała się rodziną państwa Kurpików. Przykładów jest wiele, chociażby opatrznościowa pomoc przy zmianach miejsca zamieszkania czy też sytuacja planowanej podróży pani Danusi z dziećmi do Krosna, która nie doszła do skutku w związku z nagłą gorączką żony profesora. Potem się okazało, że furgonetka, którą mieli jechać, w drodze zapaliła się i spłonęła. – Ja wiem, że aby zdarzył się cud, trzeba poprosić, ale też myślę, że moja praca to przecież była taka stała, podświadoma modlitwa – mówi prof. Kurpik ze łzami w oczach.

Zapytany o znaczenie jasnogórskiej ikony, odszukuje swój wiersz:

Tylko na Jasnej Górze
czuliśmy się wolni,
tak jak niegdyś,
jedynie u tronu Maryi;
tu modlił się kombatant,
artysta i rolnik,
kontemplując Jej blizny
na twarzy i szyi.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 22 maja

Czwartek, V Tydzień wielkanocny
wspomnienie św. Rity z Cascii, zakonnicy
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): J 15, 9-11
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do św. Urszuli Ledóchowskiej 20-28 V

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter