17 listopada
poniedziałek
Salomei, Grzegorza, Elzbiety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Potęga Różańca

Ocena: 3.95
350

Różaniec umożliwia nam wchodzenie w żywą relację z kochającym Bogiem w każdym momencie naszych dni i nocy. - mówi o. prof. Jacek Salij OP w rozmowie z Ireną Świerdzewską

fot. xhz

Odmawiając Różaniec, powtarzamy wielokrotnie „Zdrowaś Maryjo” i „Ojcze nasz”, a Jezus mówi: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi”…

Pan Jezus nie tylko sam nieraz całe noce spędzał na modlitwie, ale również nas zachęcał do długiej i wytrwałej modlitwy. Przypowieść o wdowie, która naprzykrzała się ze swoimi prośbami sędziemu, zaczyna się od słów: „Powiedział im przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać”. Albo przypomnijmy sobie Jego przypowieść o człowieku, który w środku nocy budzi przyjaciela, bo nie ma czym podjąć niespodzianego gościa.

Co Zbawiciel chce powiedzieć, kiedy upomina nas, żebyśmy w modlitwie nie byli gadatliwi? Przyjmijmy te słowa jako proste upomnienie: Kiedy się modlicie, niech to nie będzie ani parodia modlitwy, ani udawanie. Niech twoja modlitwa będzie prawdziwa. Niech płynie z kochającego serca, a jeśli wydaje ci się, że nie umiesz kochać Pana Boga, to staraj się kochać Go przynajmniej tak, jak potrafisz.

Idealnie, sercem pełnym zawierzenia i naprawdę kochającym Boga, modliła się jedna tylko Matka Najświętsza. Różaniec to modlitwa zrodzona z tęsknoty, żeby modlić się podobnie jak Ona. Powtarzając różańcowe zdrowaśki, każdy z nas wyraża tę tęsknotę, tak jak umie, każdy na swoją miarę.

 

Papieże, począwszy od św. Piusa V, propagują modlitwę różańcową. W czym tkwi jej sekret i siła?

Wiązałbym to z kryzysem modlitwy, w jakim mniej więcej od pięciuset lat pogrążone są społeczeństwa chrześcijańskie. Kiedyś profesor młodego Ratzingera, Romano Guardini, zastanawiał się, dlaczego w średniowieczu ludzie nie mieli takich trudności w wierze, jakie trapią współczesnych. Zdaniem tego wielkiego teologa ludziom średniowiecza łatwiej było wierzyć, bo po prostu dużo się modlili. Co więcej, modlitwa była wtedy naprawdę wpisana w obyczaj.

Natomiast mentalność nowożytna lubi patrzeć na wiarę z pozycji obserwatora. Samo nawet istnienie Boga i konkretne prawdy wiary to dla człowieka nowożytnego – i tak jest chyba po dziś dzień – to przede wszystkim przedmiot decyzji światopoglądowej. A przecież wiara to nie tylko uznanie przez nasz umysł jej prawdy. Wiara polega na tym, że chcemy otwierać się na Boga, na Chrystusa, że znajdujemy Go jako Kogoś żywego, jako Tego, którego miłość jest źródłem wszelkiego sensu i któremu również my chcielibyśmy okazać swoją miłość.

Ten wymiar wiary najgłębiej realizuje się, rzecz jasna, przez Eucharystię. I szczęśliwi ci wyznawcy Chrystusa, którzy mogą (i chcą!) w każdą niedzielę wchodzić w aż tak intymną z Nim relację. Różaniec – modlitwa nieporównanie bardziej skromna i pokorna – umożliwia nam wchodzenie w żywą relację z kochającym nas Bogiem w każdym właściwie momencie dnia i nocy.

Bo przypomnijmy: pacierze różańcowe – czyli raz „Ojcze nasz”, dziesięć razy „Zdrowaś Maryjo”, raz „Chwała Ojcu” – to tylko materia tej modlitwy. Jej istotą jest zgłębianie tych świętych wydarzeń, które nazywamy tajemnicami różańcowymi. A więc staramy się wtedy ogarniać sercem ten niepojęty dar, że sam Syn Boży stał się jednym z nas, że On, Jezus Chrystus, głosił nam Dobrą Nowinę, a przez swoją mękę i śmierć świat odkupić raczył, swoim zaś zmartwychwstaniem otworzył nam drogę do życia wiecznego. Modląc się na różańcu, nie tylko sobie te zbawcze wydarzenia przypominamy, ale poniekąd wchłaniamy je w siebie. Co więcej, kiedy odmawiamy różańcowe „Zdrowaś Maryjo”, sam Bóg niejako ogarnia nas tym wszystkim, czym wciąż chce nas obdarzać w Jezusie Chrystusie.

 

Różańcem modlimy się do Matki Bożej czy razem z Nią?

Oto jak młodziutka Bernadetta Soubirous przedstawia swoje pierwsze spotkanie z Piękną Panią 11 lutego 1858 r. w Lourdes – a wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, że objawia się jej sama Matka Boża: „Wzięłam w ręce swój różaniec i uklękłam. Pani skinęła głową na znak aprobaty i sama także wzięła do rąk różaniec, który miała przewieszony przez prawe ramię. Kiedy chciałam zacząć odmawiać Różaniec i próbowałam podnieść dłoń do czoła, rękę miałam jakby sparaliżowaną – i dopiero kiedy Pani się przeżegnała, ja mogłam zrobić to samo. Jednak modliłam się sama, Pani tylko przesuwała paciorki różańca w palcach, nie mówiąc nic. Dopiero na końcu każdej dziesiątki różańca odmawiała ze mną «Chwała Ojcu»”.

Ta niezdolność zaczęcia modlitwy różańcowej, dopóki Matka Najświętsza nie zaczęła się modlić razem z nią, to informacja, że Różaniec jest modlitwą maryjną, którą zanosimy do Boga niejako w Jej obecności. Zauważmy, że Matka Najświętsza nie wypowiadała zdrowasiek, bo one są przecież skierowane do Niej. Jednak przesuwała paciorki, zatem również wtedy się modliła. Końcowe zaś „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu” – to dowód, że celem i uwieńczeniem modlitwy różańcowej jest chwała Boża.

 

W liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae św. Jan Paweł II pisze, że odmawianie Różańca to kontemplowanie z Maryją oblicza Chrystusa. Jak więc tak się modlić?

Niech nasz święty rodak powie nam o tym osobiście: „Nie chodzi jedynie o nauczenie się tego, co Chrystus Pan głosił, ale o nauczenie się Jego samego. Jakaż nauczycielka byłaby w tym bieglejsza niż Maryja? Wśród istot stworzonych nikt lepiej od Niej nie zna Chrystusa; nikt nie może, tak jak Matka, wprowadzić nas w głęboką znajomość Jego misterium”.

Żeby zrozumieć te słowa, trzeba po prostu w modlitwie różańcowej się zanurzyć. Zatem módlmy się tak, jak potrafimy; zapewne będzie to modlitwa ułomna. Ale jeżeli powtarzając zdrowaśki, będziemy starali łączyć się z Maryją w Jej przeżywaniu wielkich tajemnic naszego zbawienia, sam Duch Święty zadba o to, żeby to nie było duchowo bezowocne.

Tę tajemniczą moc modlitwy różańcowej dobrze rozumiała św. Matka Teresa z Kalkuty, skoro tak mówiła do swoich sióstr: „Nasza reguła wymaga od nas, byśmy nigdy nie szły do slumsów, jeśli przedtem nie pomodlimy się ku chwale naszej Matki. Dlatego musimy odmawiać Różaniec na ulicach i w ciemnych norach slumsów. Trzymajcie się różańca, jak pnącze trzyma się drzewa – bo bez Matki Bożej się nie utrzymamy”.

 

Jak Maryja zaznaczyła się w życiu tych, którym była bliska?

Przypominają mi się różańcowe okoliczności męczeńskiej śmierci jedynego (jak dotąd) beatyfikowanego Roma. Kiedy czerwona Hiszpania szalała nienawiścią do wszystkiego co katolickie, bł. Zefiryn Gimenez Malla ujął się za prowadzonym na rozstrzelanie młodym księdzem. Rzecz jasna, tyle tylko osiągnął, że sam został aresztowany. Gdy jeszcze znaleziono w jego kieszeni różaniec, jego los był przesądzony. Jeden ze znających go milicjantów próbował go ratować, proponując, żeby dyskretnie oddał mu ten różaniec. Zefiryn postanowił jednak odważnie wyznać wiarę i jako „wróg ludu hiszpańskiego” został rozstrzelany.

Oczywiście, różańcowe pacierze można również odliczać na swoich dziesięciu palcach. Podczas rowerowych wycieczek sam nieraz w taki sposób liczyłem wypowiadane zdrowaśki. Jednak słusznie dbamy o to, żeby mieć przy sobie różańcową koronkę. Służy ona nie tylko do liczenia odmawianych pacierzy. Często wręcz się zdarza, że ktoś w momencie jakiejś złej pokusy natrafia w swojej kieszeni na różaniec – i to go ratuje. Nieraz też (oby jak najrzadziej!) ktoś, zauważywszy nasz różaniec, zacznie szydzić albo nawet się wściekać.

Ksiądz Józef Sanak, więzień PRL w latach 1950–1955, autor książki „Gorszy niż bandyta”, wspomina: „Bardzo niebezpieczną modlitwą był Różaniec. Różańce robiliśmy z kulek chleba. Gdy naczelnik więzienia znalazł przy kimś taki różaniec, natychmiast kazał mu go zjeść, nie licząc się z tym, że więzień po prostu mógł się udławić. My, starzy, wyrafinowani więźniowie, wiedzieliśmy, gdzie i jak chować różańce, aby nie podpaść. Jeden Bóg wie, ile tych różańców chlebowych zmówiłem…”.

Inny kapłan, ks. Władysław Demski z Inowrocławia, jeden ze 108 męczenników z czasów II wojny światowej, beatyfikowanych 13 czerwca 1999 r., został z powodu różańca zatłuczony na śmierć. Wydarzenie miało miejsce 26 maja 1940 r. w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. A było to tak: kiedy przypadkowo wypadł mu z kieszeni różaniec, esesmani kazali mu go podeptać. Kiedy ks. Władysław odmówił, Niemiec rzucił różaniec w błoto i kazał go księdzu pocałować. Ksiądz ukląkł i odszukał wargami krzyżyk różańca, co wywołało wściekłość strażników. Pobili go na śmierć.

To, że sam widok różańca może kogoś aż tak zdenerwować, jest zapewne odgłosem tej wściekłości, jaka ogarnia szatana, który dobrze zdaje sobie sprawę z potęgi modlitwy różańcowej.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka tygodnika „Idziemy”, absolwentka ziołolecznictwa na SGGW i dziennikarstwa na UW, korespondentka Vatican News


irena.swierdzewska@idziemy.com.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 listopada

Poniedziałek, XXXIII Tydzień zwykły
Wspomnienie św. Elżbiety Węgierskiej, zakonnicy
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Łk 18, 35-43
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do bł. Karoliny Kózkówny


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz

Pod koloratką - kanał na YouTube



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter