Obrazy Artura Wąsowskiego są jak okno – przenoszą na drugą stronę, w wymiar rzeczywistości utęsknionej, upragnionej.
– To było jeszcze przed zawierzeniem Bogu – wspomina 56-letni twórca. – Podczas wernisażu na Mazurach wziął mnie pod rękę podpity jegomość i chwiejnym krokiem podprowadził do obrazu, nie mając świadomości, że jestem jego autorem. „Patrz pan, on teraz zszedł z drogi, ale on na nią wróci” – powiedział o bohaterze obrazu. To była nie tylko najtrafniejsza interpretacja, ale i proroctwo wobec mojej osoby.
LODOWISKO I SZTALUGA
Jako dziecko Artur Wąsowski grał w hokeja na lodzie, z treningów wracał zasmarkany. Mama zapisała go więc do sekcji malarskiej siedleckiego domu kultury. – Prowadzący pracownię grafik Antoni Wróblewski przyjął mnie jako trzynastolatka, choć zajęcia były dla licealistów. Przed sztalugą byłem tyleż onieśmielony, co zdeterminowany, a mój mentor nie tylko przekazał mi swoje wzorce akademickie, ale też stał się dla mnie autorytetem, którego w swoim twardym dzieciństwie dotąd nie miałem. Szybko się okazało, że sztuki wizualne to moja droga – wspomina artysta.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 15 (910), 09 kwietnia 2023r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 21 kwietnia 2023