Donald Tusk postanowił „świętować” w kraju święta majowe, włączając się ostrym wystąpieniem w kampanię wyborczą. A żeby efekt był jeszcze większy – jego wystąpienie poprzedził agresywnym atakiem na Kościół pozornie młody (rocznik 1982) redaktor magazynu „Liberté!”. Jak widać, w „pluralistycznej” Europie nawet świętość dnia nie gwarantuje pokoju społecznego. Wydarzenie to wywołało falę powszechnego oburzenia, więc w tym miejscu skupię się wyłączenie na prawnym aspekcie imprezy zorganizowanej przez Donalda Tuska.
Skoro przewodniczący Rady Europejskiej przyjechał do kraju bronić praworządności, powinien wiedzieć, że rządy prawa i zasada rozdziału władz zakładają, że każdy urząd publiczny działa w granicach swoich kompetencji. Gdzie rządzi prawo – władza może robić tylko to, do czego upoważniają ją normy prawne. Tym bardziej nie może podejmować działań zastrzeżonych (w ramach rozdziału władz) dla innych urzędów.
Na temat polskiej polityki można mieć różne opinie, ale z punktu widzenia prawa europejskiego o zagrożeniu dla demokracji można mówić tylko tam, gdzie w Radzie Europejskiej 22 rządy stwierdzą taki stan. Nie chodzi przy tym o wyrażone w mediach opinie premierów czy ministrów spraw zagranicznych, ale o stanowisko formalnie przyjęte na Radzie Europejskiej. W szczególności o tym powinien pamiętać przewodniczący Rady, bo ma on obowiązek reprezentować wszystkie państwa, a w sprawach spornych szanować ich odrębne stanowiska. Oczywiście, żadna władza nie jest nieomylna, również mechanizm międzyrządowy w Unii Europejskiej. Każdy może uważać, że Rada toleruje w Unii państwa naruszające demokrację. Ale Donald Tusk jest przewodniczącym Rady, więc swoje poglądy może prezentować o tyle, o ile mają oparcie w stanowisku Rady. Taką odpowiedzialność przyjął.
Charakterystyczne, że Traktat o Unii Europejskiej nie wymienia jego urzędu wśród tych, które mogą stawiać państwom zarzut naruszenia demokracji. To kompetencja jedynie Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i grupy 10 państw. Ale nawet one po złożeniu wniosku powinny cierpliwie czekać na werdykt rządów i przyjąć go do wiadomości. Również wtedy, gdy rządy w Radzie Europejskiej po prostu nie chcą zajmować się skłócającymi Europę politycznymi inicjatywami. Tak jak wobec ataków na Polskę czy Węgry.
Cała ta analiza dotyczy rządów prawa. Najwyraźniej jednak widać, że ta norma służyć ma jedynie nadzorowi władz Unii Europejskiej nad państwami, a nie kontroli samych władz Unii. One, służąc swojemu „projektowi europejskiemu”, stoją ponad prawem. W każdym razie ponad kontrolą państw.
Wizyta Donalda Tuska to dobra, poglądowa lekcja stanu, w jakim znalazła się Europa. Brak szacunku dla majowego święta jasno obrazuje lekceważenie tożsamości narodowych. A samowola polityczna przewodniczącego Rady Europejskiej pokazuje jak iluzoryczna jest kontrola nad władzami Unii. Czas to zmienić zarówno w naszym interesie, jak i współpracy państw Europy w ogóle.