Człowiek skazany na okrutną śmierć: osiem dni agonii bez pożywienia i bez wody. Gdzie się to stało? W hitlerowskich Niemczech? Nie! We Francji pod rządami prezydenta Emmanuela Macrona. Chodzi o Vincenta Lamberta, który po wypadku w 2008 r. znajdował się w tzw. stanie minimalnej świadomości. O odłączeniu go od pożywienia zadecydował sąd. Sprzeciwiali się temu jego rodzice. Żona Lamberta natomiast opowiadała się za takim rozwiązaniem.
Stan minimalnej świadomości nie jest stanem wegetatywnym, w którym nie ma żadnego kontaktu z chorym. Vincent otwierał i zamykał oczy, płakał, oddychał samodzielnie. Nie był podłączony do skomplikowanej aparatury podtrzymującej życie wegetatywne. Trzeba mu było podawać wodę i pożywienie. Sąd uznał jednak, że istnieją przesłanki, aby podjąć decyzję o skazaniu go na śmierć głodową. Jakie? Może takie, że nie ma szans na wyzdrowienie, a chory za dużo kosztuje państwo. To nie pierwszy przypadek, kiedy jakiś sąd decyduje wbrew woli rodziców, by pozbawić kogoś życia. Pamiętamy przypadek małego Alfiego Evansa.
Żyjemy w świecie, który z jednej strony dogmatycznie sprzeciwia się karze śmierci, a z drugiej czyni coraz to nowe wyłomy w sprawie ochrony życia. Mamy aborcję, wręcz świętowaną jako jedno z podstawowych praw człowieka, a także prawo do eutanazji, które w Holandii i Belgii dopuszcza eutanazję dzieci. Teraz obserwujemy proces oddawania decyzji o życiu lub śmierci chorych w ręce sądów, przy lekceważeniu woli rodziców. Prawdopodobnie nie zdajemy sobie sprawy z wagi tego, co się stało. Oto w coraz większym stopniu o prawie do życia będą decydowali sędziowie, czyli państwo. Pisałem tu nieraz o niebezpieczeństwie sądokracji, czyli systemu, w którym sędziowie mają prawie absolutną władzę decydowania o sprawach moralnych, światopoglądowych, a od ich decyzji nie ma odwołania. W przypadku Lamberta rodzice mogli tylko patrzeć na śmierć głodową ich syna.
Znany pisarz Michel Houellebecq skomentował całą sprawę tak: „Vincent został zabity, ponieważ szpital miał inne rzeczy do zrobienia. Zabiło go Państwo, ponieważ za dużo kosztował”. Mario Giordano na łamach włoskiego dziennika „La Verità” pyta retorycznie, czy „ten, kto będzie decydował o naszym życiu, zrobi to w imię naszego dobra, czy w imię rachunków ekonomicznych”. Włoski dziennikarz przyznaje, że oczywiście istnieje problem. Dziś medycyna pozwala opiekować się wieloma chorymi, którzy dawniej nie mieliby szans na przeżycie. Czy jednak możemy sobie na to pozwolić? Przecież nie ma tyle pieniędzy, by pomóc skutecznie i na najwyższym poziomie wszystkim. Giordano pyta dalej: „A zatem osoby mniej użyteczne, mniej produktywne, takie, które stanowią jedynie koszt dla społeczeństwa, jak Vincent, mają być eliminowane w imię Boga Bilansu?”.
Można zgodzić się z Mariem Giordanem, kiedy sugeruje, że nie mamy tu do czynienia jedynie z trudnym, jednostkowym przypadkiem. Przesuwanie decyzji o życiu i śmierci z rodziny na państwo nie jest przypadkowe. To początek zaplanowanego procesu. Inżynierowie „lepszego świata”, którzy rozmontowują małżeństwo, rodzinę, płeć, szacunek dla życia na różnych jego etapach, chcą, by to „starsi i mądrzejsi”, odpowiednio uformowani ideologicznie sędziowie decydowali, kto zasługuje na podtrzymywanie życia, a kto nie. Zbrodnicze eugeniczne idee powracają. Dziś jednak są dużo lepiej opakowane. Podaje się je owinięte w retorykę jakości życia, skrócenia niepotrzebnego cierpienia, odpowiedzialności za świat itp.
Nasuwa się pytanie, czy w świecie bez Boga da się na dłuższą metę utrzymać rzeczywiste przekonanie o godności życia człowieka. Jeśli nie ma Boga, a człowiek jest jedynie przypadkiem ewolucji i jej wiecznych praw, to w imię czego mówić o godności człowieka? Czyż wtedy nie jest tylko kwestią czasu, że ludzkość osunie się w jakieś samobójcze ideologie albo – przy pięknej retoryce – w praktyce będzie stosować jedynie takie kryteria, jak: użyteczność, pieniądze, prawo do przyjemności. Kościół ma tutaj coś ważnego do powiedzenia. Bo głosi Boga, Stwórcę i Zbawiciela. Człowiek, choć czasem jego życie jest tragiczne, nie jest przypadkiem, ale został powołany do życia wiecznego z Bogiem, Panem życia.