Wielu poczuło się porażonych bezczelnością wyjaśnień udzielonych przez władze Warszawy, dlaczego rozwiązały Marsz Powstania Warszawskiego. Niby nie było żadnych symboli, które przez polskie prawo byłyby zabronione, ale pani urzędniczce prawie wszystko, włącznie z szykiem przodu pochodu, kojarzyło się z niemieckim i włoskim faszyzmem, a poza tym dopatrzyła się nienawiści w takich napisach, jak „Śmierć wrogom Ojczyzny”, czy też „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. No cóż! Tego rodzaju hasła jak najbardziej pasują do etosu powstańców warszawskich, którzy walczyli z wrogami ojczyzny. Podziwiam opanowanie narodowców. Nie dali się sprowokować, a można przypuszczać, że właśnie o to chodziło stołecznemu Ratuszowi. Podesłano by życzliwie do zachodnich mediów stosowne zdjęcia, aby mogły opowiadać, jak to inspirowani przez obecną władzę faszyści robią rozróby w rocznicę powstania. Przy czym większość czytelników skojarzyłaby powstanie z powstaniem w getcie, a zatem znowu byłoby, że antysemityzm itp.
Wyobraźmy sobie, co by się działo w lewicowo-liberalnych mediach, gdyby jakaś władza rozwiązała paradę gejów, powołując się np. na art. 140 kodeksu wykroczeń: „Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany”. A przecież półnadzy panowie w skórach, w falbankach i z piórami między pośladkami są zdecydowanie nieobyczajni. Na cały świat rozległby się krzyk, że mniejszości seksualne są straszliwie prześladowane, a Komisja Europejska, albo inne tego rodzaju ciało, straszyłaby sankcjami.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 32 (670), 12 sierpnia 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 22 sierpnia 2018 r.