– Wszystko stracone! Nie tak przecież miało być! W życiu ciągle miałem pod wiatr. Dzieciństwo w biedzie, studia w komunie, potem bezrobocie i inflacja w latach 90. Teraz jakoś zaczynało się już układać i znów wszystko diabli wzięli! – tak zaledwie przed tygodniem żalił się mój kolega. Jako prawie rówieśnik skłonny jestem przyznać mu racje. Wiele godzin spędzam na rozmyślaniu o tym, co było i co będzie. Ogarnia mnie troska, aby nasze dzieci nie miały w życiu gorzej niż my.
Żeby jednak zyskać szerszą perspektywę, spójrzmy na pokolenie naszych rodziców. Żyli w czasach trudniejszych niż my: dzieciństwo w latach wojny i okupacji, młodość pod stalinowskim terrorem, dorosłość w schyłkowej epoce PRL. Zawsze biednie i szaro, bez perspektyw na przyszłość. Sukcesem było dostanie przydziału na 40 metrów kwadratowych w bloku, a szczytem marzeń mały fiat. Wędlina na kanapki, jeansy czy wakacje nad Adriatykiem były dla większości ludzi niedostępne. A jednak jakoś sobie radzili i nie poddawali się. Może dlatego, że mieli zupełnie inną perspektywę: życia lub śmierci. I wybierali życie!
Święta Zmartwychwstania Chrystusa to czas nadziei i nowego życia. Przeżywamy je w tym roku jako czas wielkiej próby. Dom stał się miejscem przeżywania powszechnej kwarantanny. Utrzymanie zatrudnienia stało się coraz bardziej niepewne. Problemy dotychczas uśpione urastają do rangi upiornych. Nawet najstarsi ludzie nie pamiętają takich czasów. Bo nawet pod niemiecką okupacją czy sowieckim panowaniem w kościołach były odprawiane nabożeństwa Wielkiego Tygodnia i rezurekcje, święcono pokarmy. A teraz dla wielu to pierwsza Wielkanoc bez pójścia do kościoła, bez odwiedzin w rodzinie.
Sytuacja, w której się nagle znaleźliśmy, może nam przypominać pobyt biblijnego Izraela na pustyni. Tamto doświadczenie trwało 40 lat, czyli niemal całe ludzkie życie. Było wielką próba w życiu narodu, a zarazem wydarzeniem dla niego fundamentalnym – punktem odniesienia i początkiem nowego życia. Może coś analogicznego dokonuje się teraz wobec nas? Bo jest to wezwanie, aby zmienić, co było w naszym życiu złe? Czasem potrzeba dużych wyrzeczeń, aby uratować to, co najważniejsze dla nas i naszych bliskich.
Zostaliśmy bez pytania nas o zgodę skierowani na swoisty obóz przetrwania. Może tego właśnie było nam trzeba? Również nam, formalnie dążącym do życia wiecznego, a jednak całkowicie pochłoniętym tym, co tu i teraz. Bo może za bardzo ulegliśmy konsumeryzmowi, chcąc za wszelką ceną dorównać Zachodowi w jego próżności? Coraz bardziej usypialiśmy nasze sumienia, a świąteczne praktyki religijne traktowaliśmy jako element rytuału i folkloru.
Może warto się w te święta nad swoim życiem zatrzymać, choć prawie wszystko się w nas wobec trudnych doświadczeń buntuje. W świecie stworzonym i odkupionym przez Boga wszystko jest po coś. I również taka a nie inna Wielkanoc jest po coś.