Jego zdaniem zapowiedź tych przemian widać wyraźnie już dzisiaj. Wymiera pokolenie katolików kontestujących nauczanie Kościoła. Natomiast młode pokolenie przyjmuje katolicką doktrynę bez zastrzeżeń, jest rozmodlone, lubi adorację, regularnie przystępuje do spowiedzi.
W wywiadzie dla włoskiego tygodnika "Tempi" kard. Eijk przyznaje, że sekularyzacja spowodowała w holenderskim Kościele ogromne spustoszenie. Rozpoczęła się jeszcze w pierwszej połowie XX w. Potem przybrała na sile w latach 60. Pomogli w tym liberalni teolodzy, którzy ulegli po prostu dominującej kulturze. Zaniedbano też katechezę. Zamiast o sakramentach kapłani rozmawiali z nami o Che Guevarze – wspomina swą młodość kard. Eijk.
– Kiedy służyłem jako wikary w połowie lat 80., większość parafian nie zgadzała się z moimi homiliami. Ówczesna wizyta Jana Pawła II była na pewno najtrudniejszą w całym pontyfikacie, bo papieża powszechnie kontestowano – dodaje holenderski purpurat. Zapewnia jednak, że dziś można już głosić wiarę bez przeszkód. – Jako arcybiskup nie jestem zrozpaczony. Stajemy się Kościołem małym, ale o silnej wierze – podkreśla kard. Eijk.
Arcybiskup Utrechtu wskazuje też, że oficjalne statystyki sytuujące Holendrów wśród najszczęśliwszych narodów na świecie mogą być mylące. Bazują one bowiem na poziomie materialnego dobrobytu. Tymczasem badania wykazały, iż dwie trzecie Holendrów to pesymiści, uważają, że ich kraj zmierza w złym kierunku. Powszechnie panuje przekonanie, iż sytuacja się pogarsza.