I to jest właśnie przyznanie, że Ewangelia jest nie do wypełnienia w życiu…
Nie umiałbym wskazać konkretnego teologa, a tym bardziej biskupa, który by się dokładnie pod taką tezą podpisał. Można natomiast odnieść wrażenie, że rozumienie prawd zawartych w Ewangelii może być dzisiaj inne niż to, jakie wynika z tradycji Kościoła. Tradycyjne rozumienie jest bowiem takie, że jest jakaś prawda objawiona i uznana przez Kościół, niekiedy nawet w formie dogmatu, i że z tego wynikają pewne konsekwencje, zarówno doktrynalne, jak i duszpasterskie. Stosowano więc metodę dedukcyjną. Dzisiaj natomiast coraz częściej mamy do czynienia z metodą indukcyjną: punktem wyjścia staje się jakieś badanie socjologiczne, które wskazuje na pewne tendencje w życiu społecznym. I na podstawie tego obrazu próbuje się formułować wnioski ogólne, a nawet normatywne. Mamy tutaj do czynienia z odejściem od tradycyjnego rozumienia, czym jest teologia.
Życie chyba poszło już dalej: jeden z prominentnych uczestników warszawskiego Dziedzińca Dialogu stwierdził, że wola większości też nie może być źródłem norm, wyznacznikiem prawdy...
Rozumiem to jako krok dalej w kierunku rozmiękczania doktryny Kościoła. Interpretuję jako kolejny znak, że jesteśmy członkami społeczeństwa postprawdy, w którym nie ma już żadnej prawdy, nawet tej socjologicznej. Liczą się tylko narracje, kwestią najistotniejszą zaś jest to, kto zdoła innym swoją narrację narzucić. Dochodzimy do sytuacji, w której środowiska liberalno-lewicowe, chcąc pójść ze swoją rewolucją przez instytucje – także przez instytucje Kościoła – głoszą, że nie ma prawdy i nie ma kłamstwa. Dzisiaj nie ma dla nich prawdy, nawet tak słabej, jak prawda socjologiczna – i stąd owo twierdzenie, że wola większości, zarejestrowana przez te badania, nie może być źródłem norm. Ostatecznie zwycięstwo będzie zależało od tego, czy narracja liberalno-lewicowa będzie w stanie narzucić pewien sposób swego myślenia także Kościołowi. Czy uda się im to osiągnąć? Jestem przekonany, że nie, ponieważ ostatecznie zwyciężą świadkowie (martyri), czyli ci, którzy będą gotowi cierpieć i oddawać życie za prawdę.
Ostatecznie zwyciężą świadkowie,
którzy będą gotowi oddawać życie za prawdę.
Można jeszcze mówić, że nasze społeczeństwo jest w większości katolickie?
Na pewno możemy powiedzieć, że zdecydowana większość Polaków została ochrzczona w Kościele katolickim. Społeczeństwo jest jednak poddawane ogromnym próbom narzucania narracji, która z samych założeń jest antykatolicka i antykulturowa, także antypolska. Nasza kultura śródziemnomorska została zbudowana na tym fundamencie, jakim jest prawda. To prawda czasami poszukiwana i z trudem odkrywana, ale zawsze obiektywna. Odrzucając prawdę, odrzuca się filar kultury śródziemnomorskiej.
Jak w takim świecie prowadzić nową ewangelizację? Próbować, jak św. Paweł, przekładać Ewangelię na język obcej i czasem wrogiej nam kultury?
Rozwój mediów elektronicznych sprawia, że musimy szukać nowego języka i obiektywne prawdy Ewangelii musimy tłumaczyć językiem współczesnym, zrozumiałym dla dzisiejszego świata. Niedawno, na spotkaniu z księżmi w Nowym Targu rektor krakowskiego seminarium duchownego ks. prof. Janusz Mastalski mówił o problemach, z jakimi przychodzą do seminarium kandydaci do kapłaństwa. Było to dla mnie zaskoczeniem. Ci młodzi ludzie już są w jakiejś mierze ofiarami tego, co się dzieje w świecie kultury. Wraz z ekipą wychowawców próbujemy szukać adekwatnych odpowiedzi o sposób ich dalszej formacji – właśnie po to, by kiedyś mogli stać się świadkami ewangelijnej prawdy, a przez to dobrymi pasterzami, o których mówił Pan Jezus.
Ale co robić, kiedy słowa zaczynają znaczyć co innego, niż w Ewangelii? Wolność, godność, miłość? Z prawa do życia próbuje się wyprowadzać prawo do aborcji?
Trzeba podejść do tego z uwzględnieniem istniejącej sytuacji. Trzeba tłumaczyć, że to, o czym mówi Pan Jezus, jest czymś innym niż wolność absolutna, wyrażająca się w słowach: „Róbta, co chceta”. Rzeczywiście, przechwycono nasz język i pod nasze słowa podłożono zupełnie inne znaczenia, przez co osłabiono czujność niektórych z tych osób, które z racji swego powołania i urzędu powinny stać na straży jasności przekazu wiary chrześcijańskiej. Stąd tym bardziej pilna konieczność tłumaczenia wszystkiego na nowo. Musimy wracać do najbardziej podstawowych pojęć, którymi operuje nie tylko Kościół, ale i świat. Trzeba ukazywać, że Kościół, głosząc ewangeliczną koncepcję wolności, daje coś, co może człowieka podnieść i prawdziwie wyzwolić. Inne obietnice wolności, istniejące chociażby w narracji liberalno-lewicowej i neomarksistowskiej, prowadzą ostatecznie do unicestwienia zarówno samego człowieka, jak i całych społeczeństw. Stoi więc przed nami ogromne zadanie edukacyjne. Ten program musimy realizować nie tylko wtedy, kiedy my mamy kontakt z dziećmi i młodzieżą, ale przede wszystkim wtedy, kiedy spotykamy się z ich rodzicami. Często bowiem rodzice nie wiedzą i nie rozumieją, co przeżywają ich dzieci. Stąd bardzo często nie potrafią im pomóc ani nawet uchronić przed ewidentnym złem.
Wśród katolików mamy i takich, którzy nie akceptują tak fundamentalnych prawd, jak choćby ta o zmartwychwstaniu. Może w naszym przekazie za dużo jest moralizowania, a za mało głoszenia prawd wiary?
W dużej mierze jest to spostrzeżenie prawdziwe. W tej sytuacji musimy wrócić do tego, co było treścią orędzia św. Jana Pawła II dla całego świata, że „człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa”. Chrystus jest jedynym prawdziwym kluczem, dzięki któremu człowiek może zrozumieć samego siebie. Chrystus nie tylko głosił prawdę o Bogu i o człowieku swoim słowem, ale potwierdził ją także swoim życiem, swoją śmiercią i swoim zmartwychwstaniem. Idąc za Nim, musimy być gotowi nie tylko głosić słowo, ale także dawać codzienne świadectwo, bo tylko ono czyni nasze posłannictwo wiarygodnym.