W kinematografii tej, mającej wyraźny charakter „narodowy”, realizowane są często utwory w koprodukcji wytwórni Chin kontynentalnych, Hong Kongu i Tajwanu. Taka jest „Zabójczyni”, której premierę można uznać za wydarzenie sezonu. Nagrodzony za reżyserię na ostatnim festiwalu w Cannes obraz zadziwia bogactwem i wyrafinowaniem artystycznego wyrazu, malarskimi kompozycjami kadrów, montażem, mistrzostwem wywoływania nastrojów i znakomitym aktorstwem. Urodzony i wychowany na Tajwanie reżyser, odtwarzając epokę dynastii Tang z IX w., zanurzył się bez reszty w cywilizacji tamtego okresu, w tym w literaturze i kulturze materialnej.
Opowieści o wyszkolonej na zabójczynię pięknej dziewczynie Yinniang nie można zaliczyć do typowego gatunku wuxia, czyli realizowanych od dawna w Hong Kongu obrazów opartych na chińskich sztukach walki. „Zabójczyni” jest raczej kostiumowym dramatem psychologicznym. Sceny walk stanowią niewielką część akcji, a dominują refleksyjne dialogi. Piękne zdjęcia chińskiej przyrody zostały splecione z kunsztowną scenografią i wspaniałymi kostiumami, stylowo noszonymi przez aktorów.
Bohaterka filmu zostaje wysłana przez swoją chlebodawczynię do rodzimej prowincji, walczącej o niezależność od dworu cesarskiego. Ma zabić księcia, do którego pała dawną miłością. Misja ta ma być sprawdzeniem jej lojalności. Czy Yinniang wykona rozkaz, czy też podda się emocjom, empatii i naturalnemu wyczuciu moralnemu? Wielu europejskich widzów, niebędących przecież sinologami, nie zdoła zapewne zrozumieć wszystkich podtekstów tego niezwykłego filmu. Jednak możemy poddać się magicznemu oddziaływaniu „Zabójczyni” i docenić szacunek twórców utworu dla cywilizacji mającej kilka tysięcy lat.
„Zabójczyni” („Nie yin niang”), Tajwan/Chiny/Hong Kong/Francja, 2015. Reżyseria: Hou Hsiao-hsien. Wykonawcy: Shu Qi, Chang Chen, Zhou Yun i inni. Dystrybucja: Gutek Film.
Mirosław Winiarczyk |