W tego rodzaju schematycznych filmach czarnoskórzy są zawsze dobrzy, a biali źli (z małymi wyjątkami, jak przedstawiciele liberalnych elit i mediów). Można więc powiedzieć, że odnajdujemy tam elementy rasistowskie w stosunku do białych. We współczesnym Hollywoodzie, gdzie dominuje lewicowa ideologia politycznej poprawności, takie podejście do problemów rasowych jest bardzo modne i pożądane, popiera je zresztą administracja prezydenta Obamy, który się takimi filmami ponoć zachwyca.
Akcja „Selmy” rozgrywa się w 1965 roku, kiedy M.L. King już jako noblista organizuje w stanie Alabama kolejne protesty i marsze przeciwko segregacji rasowej i ograniczeniom praw obywatelskich. Batalia toczy się głównie o respektowanie praw czarnoskórych Amerykanów do głosowania w stanach południowych. Następują starcia z administracją i policją, kierowaną przez miejscowego szeryfa i gubernatora Alabamy Wallace’a, osobników ukazanych tu jako rasistowscy troglodyci. W mediach PRL gubernator Wallace był w latach 60. XX wieku przedstawiany – podobnie jak republikański kandydat na prezydenta Barry Goldwater i dyrektor FBI Edgar Hoover – jako symbol wszelkiego zła.
W „Selmie” ciekawie ukazano ówczesnego prezydenta Lyndona Johnsona, który w rozmowach z Kingiem z paternalistycznym nastawieniem początkowo hamletyzuje, ale w końcu przepycha w Kongresie ustawę znoszącą dyskryminację czarnoskórych. Mamy tu także sygnał o poparciu Kinga przez białą elitę wschodniego wybrzeża USA, symbolizowaną przez reportera dziennika „New York Times”. Niewiele się natomiast wspomina o czarnoskórych terrorystach spod znaku Czarnych Panter.
„Selma”, USA 2014. Reżyseria – Ava DuVernay. Wykonawcy: David Oyelowo, Carmen Ejogo, Oprah Winfrey, Tom Wilkinson, Tim Roth i inni. Dystrybucja – Kino Świat
Mirosław Winiarczyk |