– Zawsze trzeba działać zgodnie z wyznawanymi wartościami, z tym, co podpowiada sumienie – mówi Piotr Uściński.
Z Piotrem Uścińskim, posłem PiS, rozmawia Irena Świerdzewska
Podpisał się Pan pod wnioskiem o zbadanie zgodności z konstytucją aborcji eugenicznej. Ostatnio również pod apelem o przyśpieszenie decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Co Panem kierowało?
To moja konsekwentna postawa w odniesieniu do ochrony życia poczętego. Najlepiej, gdyby w tej sprawie wypowiedział się Trybunał Konstytucyjny. Nie mam wątpliwości, że obecne zapisy ustawy antyaborcyjnej powinny być uznane za niekonstytucyjne.
Pamiętam wyrok Trybunału sprzed ponad 20 lat, w którym stwierdzono niekonstytucyjność aborcji ze względów społecznych. Tamten wyrok został uzasadniony poszanowaniem prawa człowieka do życia, które to prawo nie może być ograniczane właśnie przez aborcję. Wtedy TK nie badał aborcji eugenicznej. A orzeczenie w sprawie aborcji eugenicznej może być uzasadnione w ten sam sposób. Udało się zebrać odpowiednią liczbę podpisów posłów, żeby taki wniosek złożyć do TK, i chcemy, żeby rozstrzygnięcie nastąpiło jeszcze w tej kadencji parlamentu.
Znalazł się Pan jednak w mniejszości nawet we własnej partii, bo posłowie, którzy podpisali się pod obydwoma wnioskami, nie stanowią nawet połowy w klubie PiS.
Jako poseł, ale także wcześniej, pracując w samorządzie, zawsze angażowałem się w obronę życia dzieci nienarodzonych. Startując w wyborach parlamentarnych, deklarowałem swoje poglądy i oczekiwania i mam nadzieję, że cel, jakim jest zwiększenie ochrony życia dzieci nienarodzonych, uda się osiągnąć, czy to w parlamencie, czy przez decyzję Trybunału. Zdecydowana większość posłów PiS przejawia, w moim przekonaniu, podobną postawę; widać ją było przy głosowaniu w sprawie aborcji eugenicznej w pierwszym czytaniu w sejmie. Ustawę wtedy poparł prawie cały klub PiS. Podpisów pod wnioskiem od TK było jedynie ponad sto, bo to w zupełności wystarczyło. Gdyby trzeba było taki wniosek przegłosować, to jestem przekonany, że zagłosowałoby za nim większość parlamentu.
Czy w polityce jest miejsce na kierowanie się wartościami chrześcijańskimi?
Jeśli człowiek kandydujący w wyborach jawnie przedstawia swoje poglądy i nie ukrywa swojej wiary, to wyborcy mają świadomość, na kogo oddają głos. Wybierając człowieka wierzącego, zgadzają się na to, że będzie on ich reprezentował jako osoba wierząca, zachowująca się zgodnie ze swoim sumieniem. Wtedy trwanie przy wartościach chrześcijańskich jest obowiązkiem. Wynika nie tylko wierności własnemu sumieniu, ale i z pewnego rodzaju umowy społecznej z wyborcami, którzy świadomie głosują na zdeklarowanych chrześcijan.
Chrześcijanin jest formowany przez rodzinę i przez żywe uczestnictwo w życiu Kościoła. Ja akurat korzystałem z formacji w Ruchu Światło-Życie, jeździłem na rekolekcje oazowe. Swoją żonę poznałem na oazowym sylwestrze przed ponad 20 laty. Właściwie to Pan Bóg kształtuje nasze postawy. I trzeba, żeby On mógł się nami posługiwać.
Proszę zwrócić uwagę, że nie tylko doktryna katolicka nakazuje obronę życia. Nie trzeba być człowiekiem wierzącym, by stawać w obronie życia. Wśród działaczy pro-life są także osoby niewierzące w Pana Boga. Wartość życia i jego ochrona wynikają z humanizmu i z prawa naturalnego. To coś oczywistego w naszej kulturze i cywilizacji.
Czy katolik powinien wchodzić do polityki? Czy nie łatwiej było Panu być człowiekiem sumienia w samorządzie lokalnym?
Myślę, że jest to możliwe na każdym poziomie. Pracując na różnych stanowiskach, trzeba kierować się sumieniem. Wszędzie mamy obowiązek podejmować takie decyzje, które zapewnią nam spokój ducha. Zawsze trzeba działać zgodnie z wyznawanymi wartościami, z tym, co podpowiada sumienie. Jeśli człowiek otworzy się na Pana Boga, to będzie wiedział, co powinien robić. Zdecydowanie katolicy są potrzebni w polityce.