fot. unsplash.com
Bliska mi osoba, której po ludzku nic nie brakowało, odebrała sobie życie i choć upłynęło od tego czasu kilka tygodni, ciężko mi z tym. Osoby postronne nie wiedzą, że to było samobójstwo, podczas uroczystości pogrzebowych nie było to podnoszone i zapewne odprawiający ksiądz też o tym nie wiedział. Zastanawiam się, co śmierć ta ma mi powiedzieć. Zmarła osoba kilkanaście dni przed śmiercią przestała nosić medalik, co mnie niepokoiło. Ale nic jej wtedy nie powiedziałam. Żal, że nie zrobiłam czegoś, co mogłoby przeszkodzić tej śmierci.
Osobiście mam wrażenie narastania nerwic, depresji, zwątpień i samobójstw w dużej grupie ludzi. Ci, którzy zaspokajali swoje potrzeby materialne, intelektualne i emocjonalne, ale nie mieli czasu czy „smaku” na Boga, po kilkunastu latach zbierają owoce swojego wyboru. Nie twierdzę, że wspomniana w liście osoba należy do wrażliwych ofiar kultury konsumpcyjnej. Ale taka myśl mi się narzuca. Jeśli Bóg wypełnia nasze serce, nie wypełni go pustka pełna podszeptów złego. Bóg mówi, że jesteśmy potrzebni i kochani. Dobra materialne i demony tego nie mówią. Pani uwaga, że osoba jakiś czas przed samobójstwem zdejmuje medalik, pokrywa się z podobnymi relacjami księży. Medalik wydaje się drobiazgiem duchowym i nie ma co traktować go magicznie. Lecz obecność duchowa, którą w wolności zapraszamy, nosząc go, chroni i „nie pozwala” ludziom poddać się beznadziei.
Współczując psychicznego cierpienia samobójcom i nie osądzając ich, postępujemy jak chrześcijanie. Wiemy też, że w grę mogą wchodzić zaburzenia psychiczne. Nie bójmy się jednak jasno, po chrześcijańsku określać samego czynu samobójczego jako czegoś egoistycznego i tchórzliwego. Samobójstwo jest ukradzeniem Bogu życia, które tylko On ma prawo zabierać. Jest odrzuceniem całego trudu rodzącej matki, babć, cioć, przedszkolanek, osób, które nas pielęgnowały, nosiły na rękach, leczyły itd. Stanowi odebranie naszej miłości i bliskości wszystkim ludziom, którzy mieli do niej prawo: rodzinie, przyjaciołom i podopiecznym; nawet zwierzętom. Nie liczymy się z ich bólem. Ignorujemy, że tyle istot na tym świecie potrzebuje naszej modlitwy i pomocy.
To zrozumiałe, że samobójstwo rodzi w nas długotrwałą żałobę. Nie osądzamy osoby – mamy za św. Janem Marią Vianneyem nadzieję, że w ostatnim świadomym drgnieniu serca zwróciła się do Boga. Samobójstwo wstrząsa, bo jest za nim ciemność. Przerażający czyn ma prawo nas przerażać, poruszać i nakierować w drugą stronę: w kierunku większej i odważnej miłości Boga i bliźniego.