To nie paradoks, choć Kamerun, jak większość afrykańskich krajów, jest ich pełen. Biedę przykrywa bujna zieleń wspaniałych roślin, bezrobocie – powszechnie uprawiany sport. Wzdłuż głównych ulic Yaoundé, stolicy Kamerunu, często można zobaczyć osoby uprawiające gimnastykę w różny sposób. Nawet na poboczach jezdni ćwiczą pompki. Najwyraźniej nie myślą o smogu unoszącym się nad miastem. A jest on tam na pewno, bo w Yaoundé nie ma komunikacji miejskiej. Głównym sposobem przemieszczania się są zdezelowane taksówki w kolorze żółtym, mocno zabrudzonym przez pył i obfitość wgnieceń w karoserii. Ale to nikomu nie przeszkadza. Podobnie jak korki uliczne, które mieszkańcy Yaoundé przyjmują z pokorą. Zresztą – jak to w Afryce – nikt się nie spieszy. „Wy macie zegarki, my mamy czas” – mówią Europejczykom mieszkańcy Czarnego Lądu.
I byliby zupełnie szczęśliwi, gdyby nie choroby, których miejscowi lekarze nie potrafią leczyć. Należą do nich między innymi schorzenia laryngologiczne.
– W większości krajów afrykańskich brakuje specjalistów, którzy mogliby wnikliwie się zająć leczeniem wad słuchu. Miejscowi lekarze niechętnie specjalizują się w otolaryngologii, bo ta dziedzina medycyny wydaje im się zbyt skomplikowana – mówi kameruński absolwent medycyny Riccardo Toko.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 5 (591), 29 stycznia 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 8 lutego 2017 r.