Islandia to niezwykłe krajobrazy, gorące źródła i doskonałe warunki klimatyczne do kopania… kryptowalut.
Frmy, które zajmują się pozyskiwaniem – czyli „kopaniem” – elektronicznego pieniądza, na celownik wzięły Islandię. Zagrozić mogą nie tylko finansowej przyszłości tych, którzy zdecydują się na ryzykowne inwestycje choćby w bitcoiny, ale i czystemu islandzkiemu środowisku.
Islandia to kraj niewielki. Mieszka tu zaledwie 340 tys. osób – tyle co w polskim Lublinie. Ciepło i energię w domach mieszkańcy zawdzięczają gorącym źródłom, na których leży Islandia. Z odnawialnych źródeł Islandczycy pozyskują niemal całość potrzebnej im energii. Problem w tym, że zapotrzebowanie na nią gwałtownie rośnie.
Wszystko z powodu firm pozyskujących kryptowaluty. Bitcoin i jego rosnąca wartość rozpalają emocje nie tylko ekonomistów, ale i zwykłych zjadaczy chleba. A jeszcze bardziej tych, którzy na ich „wydobywaniu” chcieliby zarobić.
Jak to działa?
Właściciel komputera udostępnia jego możliwości obliczeniowe w projektach, z którymi nie poradziłyby sobie pojedyncze maszyny. W zamian za to otrzymuje wynagrodzenie, którym są właśnie bitcoiny lub ich ułamek. Tak działało to jeszcze kilka lat temu, kiedy technologia kryptowalut dopiero raczkowała. Problem w tym, że wynalazcy bitcoina opisujący go algorytm napisali tak, że liczba bitcoinów jest ograniczona. Czyli im więcej osób kopie, tym trudniej jest wirtualny pieniądz zdobyć.
Nagroda, jaką posiadacze komputerów otrzymują za kopanie bitcoina zmniejsza się o połowę średnio co cztery lata. Dla zwykłych użytkowników komputerów kopanie jest dziś nieopłacalne. Za „kopanie” wzięły się firmy, które budują całe farmy specjalnych komputerów nazywanych „koparkami”. Farmy takich komputerów działają właśnie na Islandii. Dlaczego właśnie tam? Z jednej strony mają dostęp do stosunkowo taniej energii, z drugiej w dość surowym północnym klimacie zużywają jej mniej, bo chłodzenie setkom komputerów zapewnia rześkie islandzkie powietrze.
Z pozoru wszystko wygląda dobrze, ale na alarm coraz głośniej biją ekolodzy i politycy. Bo według firmy energetycznej Hitaveita Sudurnesja, firmy pozyskujące bitcoiny i inne kryptowaluty zużyją w tym roku 100 megawatów energii. Firmy energetyczne już zasypywane są wnioskami o dodatkowe dostawy prądu. A to oznacza, że w 2018 r. „kopalnie” kryptowalut zużyją tyle prądu co wszyscy mieszkańcy Islandii.