Listopadowe święta, tak mocno zakorzenione w polskiej kulturze i tradycji, wśród młodych zyskały nową nazwę. Pojawiła się ona obok tak powszechnie znanych jak shopping – wyjście na zakupy, clubbing – odwiedzanie klubów czy churching – niedzielne wędrówki po kościołach. Niestety, nowe nazewnictwo niesie ze sobą zupełnie nowe spojrzenie na świętowanie znanych od dzieciństwa dni. Te nastrajają sentymentalnie, odnoszą się do wieczności i pozwalają zatrzymać się na chwilę i zadać sobie pytanie: Jakie jest moje życie? Dokąd zmierzam? Jaki jest mój cel?
Grobbing zaś sprowadza wszystko do pójścia na cmentarz, odwiedzenia grobów bliskich i znajomych, zaniesienia kwiatów i zapalenia znicza. To całkowicie świecki zwyczaj, obrzęd pozbawiony sacrum, które jest przecież głównym motywem i celem tych listopadowych świąt. Nie wystarczy pójść na cmentarz i w zewnętrzny sposób zadbać o grób tych, których w życiu kochaliśmy. W uroczystości Wszystkich Świętych i Dniu Zadusznym, chodzi przede wszystkim, a nie przy okazji, o modlitwę za zmarłych – odmówioną przy grobie, o uczestnictwo we Mszy Świętej 1 i 2 listopada, o uzyskanie i ofiarowanie odpustu zupełnego za dusze zmarłych, o zadumę nad przemijaniem naszego życia.
Czy bywam?
To fakt, że w naszej polskiej kulturze bardzo mocno zakorzeniony jest kult przodków, szacunek dla zmarłych, pamięć o tych, którzy już odeszli. Niech za przykład posłuży polskie porzekadło: O zmarłych dobrze albo wcale! Kult przodków to cała nasza historia, do której się odwołujemy. To wszystko, co wypracowali nasi ojcowie i praojcowie. Stąd modlitwy i Msze Święte zanoszone w ich intencji, w dzień imienin, urodzin, rocznicę śmierci czy podczas modlitwy wypominkowej ofiarowanej w tych dniach za zmarłych. Nieustanna pamięć i szacunek, jakim Polacy otaczają przodków, uwidacznia się w sposób zewnętrzny poprzez obecność na cmentarzu i dbałość o mogiły zmarłych.
W ubiegłym roku poprosiłem moich uczniów z liceum ogólnokształcącego, aby na kartkach anonimowo napisali: ile razy w roku bywają na cmentarzu. Okazało się, że większość – prawie 90 proc., bywa tam tylko raz w roku – 1 listopada; niektórzy dwa razy, gdyż wcześniej idą z rodzicami czy dziadkami, aby posprzątać grób.
Dobrze, że 1 listopada jest dniem wolnym od pracy. Choć wielu zrobi sobie długi weekend i zaraz na jego początku pójdzie na cmentarz, by spełnić ten „przykry” obowiązek, to jednak, bądź co bądź, na cmentarz przynajmniej raz do roku pójdą.
Rewia mody
Na cmentarz 1 listopada idą wszyscy: wierzący i niewierzący, młodzi i starzy. Wyciągają z szaf najlepsze ubrania, aby pokazać się od jak najlepszej strony, także tej wizualnej. Dobrze wyglądać, pięknie pachnieć, zachwycić innych. Gdy patrzy się na to z boku, można mieć wrażenie, że alejki cmentarne stają się wybiegiem dla modeli i modelek w różnym wieku.
Nie oznacza to, że na cmentarz nie należy się elegancko ubierać – absolutnie nie! Trzeba, należy – z szacunku do zmarłych, ale z taktem i wyczuciem, należnym miejscu, do którego idziemy.
Festiwal świateł
Dekoracja grobu bywa swoistym wyścigiem: kto więcej ustawi zniczy, kwiatów; który grób będzie piękniej udekorowany, który bardziej przykuje uwagę. W tych zawodach, niestety, bierze udział wielu – tylko czy wynika to z ich miłości do zmarłych, czy z chęci pokazania się, że mam, że mnie stać, że potrafię zadbać o grób. Smutkiem napawa, że ów festiwal świateł kończy się w wielu przypadkach wraz z końcem dnia 2 listopada. Potem polskie nekropolie zamieniają się w składowisko okopconych zniczy i zwiędłych kwiatów, które leżą na grobach przez długie tygodnie, a czasem miesiące. Dobrze, gdy ktoś pamięta i pójdzie posprzątać. Nie najgorzej, gdy, nie mając na to sam ochoty, zapłaci wynajętej firmie, by go wyręczyła. Fatalnie, gdy brudy zalegają na grobie do kolejnych świąt listopadowych.
Tak czy owak, uroczystość się zbliża. Pamiętajmy, by uprawiając grobbing nie zapomnieć o tym co najistotniejsze, co nie przemija jak wypalona świeca lub kwiat, który więdnie. Przypomina nam Biblia: obowiązkiem żywych jest modlitwa za zmarłych – bo przecież o to chodzi w tych świętach.