Jeszcze zanim doszło do konferencji poświęconej małżeństwu jako formie ochrony dzieci przed przestępczością, przygotowującą ją fundację zaatakowały lewicowe media i organizacje.
Fakt, że teza o zdrowej rodzinie wychowującej zdrowe dzieci budzi sprzeciw – to sygnał, że faktycznie jest o co walczyć.
– Rodzina to siła obecnych pokoleń, mądrość poprzednich i nadzieja, jaką dają następne – mówi dr Marcin Romanowski, podsekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości. – Każde pokolenie mierzy się ze swoimi wyzwaniami; dziś są to „kultura” rozwodów oraz wpływy mniejszości seksualnych narzucających swoje antywartości. Ich intencje odzwierciedla hasło ostatniego paryskiego marszu równości: „Nie chcemy się podobać, chcemy zniszczyć to społeczeństwo”. Nowo uformowany człowiek nie będzie miał wiele wspólnego z wartościami cywilizacji chrześcijańskiej.
WDOWY PRZED SINGLAMI
– Nie ma na świecie kultury, w której nie istniałby związek kobiety i mężczyzny, i nie ma społeczeństwa, w którym nie istniałoby coś na kształt rodziny – mówi prof. Ewa Nowicka-Rusek, antropolog z Collegium Civitas i UW. – Wynika to z faktu, że człowiek jest istotą nie tylko kulturową, ale i biologiczną: bez opieki rodziców nie dojdzie do dorosłości. Małżeństwo definiowane jest jako stały związek, acz mogą być różne jego formy, począwszy od podziału na mono- i poligamiczne. Za każdym razem są to jednak żony i mężowie, a nie zbiór przypadkowych osób. Małżeństwo z pewnością ma teraźniejszość i przeszłość, ale czy ma przyszłość? Profesor Dominika Maison, dziekan Wydziału Psychologii UW, przeprowadziła badania wśród małżeństw ze stażem od dwóch do 37 lat, kościelnych i cywilnych, na temat postrzegania wartości i korzyści z zawierania związków małżeńskich.
– Dzisiejszy kryzys małżeństwa wynika nie z odrzucania go, ale ze zmiany podejścia do niego – ocenia. – Małżeństwo rodziców i dziadków młodzi ludzie wciąż widzą jako nakazowy warunek istnienia społeczeństwa, przy czym – od kiedy nieślubne dzieci czy rozwiedzione kobiety przestały być stygmatyzowane – przestało być ono „społeczną koniecznością”, a zaczęło być kwestią wyboru. To większy gwarant trwałości, bo wynika z wewnętrznej motywacji, a nie zewnętrznej presji. Na tym pozytywy się kończą. Kiedyś bowiem małżeństwo postrzegano jako związek nierozerwalny, dziś można je zerwać w pewnych okolicznościach. – Niegdyś małżeństwo zawierano z rozsądku, dziś z miłości – tłumaczy prof. Maison. – Ślub był kiedyś początkiem nowego życia, dziś jest zwieńczeniem miłości. Wreszcie – kiedyś małżeństwo było motywatorem i gwarancją trwałości, dziś ma być nimi miłość.
Taka postawa, jak dowodzą badania, prowadzi do większych możliwości realizowania siebie jako jednostki, niestety, kosztem osłabienia relacji. Nastawienie na „ja” w sytuacji kryzysu okazuje się zgubne dla małżeństwa. – Dobrze jest umieć nie zatracić siebie, ale i ocalić związek – komentuje prof. Maison. W wywiadach, które przeprowadziła z dwunastu małżeństwami, te z wieloletnim stażem określają małżeństwo jako pracę do wykonania, w której ogromną rolę odgrywają: rozmowa, zaufanie, cierpliwość, wybaczanie, danie czasu dla siebie samego. Na głębszym poziomie tej pracy jest przyjęcie perspektywy drugiej osoby i myślenie w kategoriach „my” – czyli wspólnoty. Jeden z ankietowanych mężczyzn powiedział, że osoby rozwodzące się po pierwszym kryzysie nigdy nie dotkną tego, co niesie dla związku jego przezwyciężenie.
Dla blisko 60 proc. Polaków małżeństwo wciąż jest wartością. Jako „papier” czy relikt postrzega je ok. 20 proc. badanych. I osoby w związkach małżeńskich, i wdowcy potwierdzają, że małżeństwo daje dojrzałość i stabilność. – Dziś symptomem niedojrzałości jest właśnie odkładanie ślubu – zauważa prof. Maison. Wśród badanych największy stopień satysfakcji życiowej wyrażają osoby pozostające w związku małżeńskim. Singli pod tym względem wyprzedzają nawet wdowcy!
TYLKO DLA MAŁŻONKÓW?
Dr Szymon Grzelak, mąż i ojciec, psycholog oraz założyciel Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej, wie, że tym, co wspiera młodych, a także chroni ich przed zachowaniami ryzykownymi i przestępczymi, są trzy czynniki: mama i tata jako życiowi przewodnicy, wiara i perspektywa religijna oraz dobra atmosfera i akceptacja w klasie. Jak tłumaczy, dobre relacje z ojcem – począwszy od tego, że mocuje się z synem, podrzuca go i łapie – dają w przyszłości większą odporność na stres, poczucie przewidywalności, a w przypadku córki, którą tata przytula – wzrost jej samooceny. – Wśród dzieci rozwiedzionych rodziców spada liczba młodych ludzi wskazujących na ojca jako przewodnika życiowego; wskazuje się go raczej jako tego, kto odszedł, zdezerterował, a kto i tak wcześniej nie pełnił swojej funkcji – mówi psycholog.