Z kolei Kuba, na co dzień pracujący w mediach klubowych Legii Warszawa, zaangażował się w pomoc na granicy polsko-ukraińskiej. Pomysł wyjazdu na granicę wyszedł od jego kolegi, który pracuje w międzynarodowej kancelarii prawniczej, ponieważ jego firma chciała pomóc w ewakuacji kobiet pracujących w ukraińskiej filii spółki w Kijowie. Kuba dołączył i to, co zobaczył, sprawiło, że sam zajął się organizowaniem transportów. – Kiedy wracałem do domu, byłem z jednej strony szczęśliwy, że dzięki staraniom moim i kolegi sześć osób znalazło nowy dom, ale z drugiej strony było mi smutno, kiedy widziałem, że na granicy czeka jeszcze cała masa potrzebujących – opowiada wolontariusz. Wtedy postanowił zorganizować transporty na nieco większą skalę. Po ogłoszeniu na portalu społecznościowym informacji o planach pomocy uchodźcom, którzy często do granicy musieli przejść od kilku do nawet czterdziestu kilometrów pieszo, stan konta przerósł oczekiwania Kuby. – Miałem na koncie sumę, która w pełni wystarczała na zakup paliwa do dwóch aut, stworzenie paczek żywnościowych dla naszych gości, a także dokupienie koców i poduszek, by choć trochę mogli wypocząć po niezwykle długiej drodze, jaką przebyli. Stwierdziłem, że z językiem rosyjskim i dużym samochodem bardziej przydam się na granicy niż w Warszawie – dodaje. Z trzydziestu osób, którym pomógł Kuba, każda ma już dach nad głową albo pojechała dalej.
ZADBAĆ O SIEBIE
Wolontariusz, szczególnie ten, który zna język i rozmawia z ludźmi, którzy na Ukrainie przeszli prawdziwą gehennę, jest narażony na ogromny stres. Co powiedzieć małżeństwu, które ma za sobą prawie pięćdziesiąt lat wspólnego życia, a znalazło się na Dworcu Zachodnim w Warszawie z jedną torbą? Dlatego nie tylko uchodźcy, ale też wolontariusze potrzebują pomocy. – Wolontariusze to osoby o wielkim sercu i ogromnej empatii. Są to tak naprawdę zwykli ludzie, którzy na co dzień mają rodzinę, pracę, szkołę, firmę, a jednak znajdują czas na niesienie pomocy innym. Często wolontariat to praca po kilkanaście godzin dziennie, do późnych godzin nocnych. Nierzadkie są przypadki specjalnego urlopu lub chwilowej rezygnacji z pracy – mówi Bartosz Niewiadomy, psycholog, służący wsparciem wolontariuszom potrzebującym porady psychologicznej.
Wolontariuszom nikt nie kazał przychodzić ani do punktów informacyjnych, ani na dworzec. Jednak ich służba najczęściej po kilkanaście godzin dziennie, szczególnie na początku wojny, powodowała przemęczenie. Bartek, z zawodu fotograf, po kilku dniach pomagania i dwóch nieprzespanych nocach z rzędu zemdlał w pracy. Marta od drugiego dnia wojny zaangażowała się w pełni w wolontariat. – Po dwóch tygodniach dyżurów i pracy na wysokich obrotach, trudnych rozmów przez łzy, musiałam zrobić sobie przerwę – mówi wolontariuszka, która w dalszym ciągu służy pomocą uchodźcom, nie tylko na dworcu, ale też w zwykłych, codziennych sytuacjach. Jej atutem jest znajomość języka ukraińskiego.
DOBRA DECYZJA
Wolontariusze jednogłośnie mówią o tym, że pomoc innym to była najwłaściwsza decyzja w danym momencie. – Nie mam rodziny, za którą byłbym odpowiedzialny. Ukraińcy walczą także za nas, bo gdyby nie oni, prawdopodobnie to, co się dzieje na Wschodzie, działoby się u nas – mówi Filip. Nieco inna motywacja była w przypadku Bartka. – Po kilku dniach dołowania się złymi wiadomościami z Internetu uznałem, że to tak nie może wyglądać. Mam dwie ręce, dwie nogi, jestem zdrowy, muszę działać – wspomina.
Część wolontariuszy nadal pracuje na dworcach, wspiera uchodźców. Pomaganie stało się niejako częścią ich życia. Jest to doświadczenie ubogacające, które zmienia spojrzenie na życie i pozwala inaczej ustawić priorytety. Razem możemy wiele. Warto pomagać, żeby głębiej żyć, a dobro zawsze się mnoży, kiedy się je dzieli.