Jeśli dziecko otrzyma w rodzinie dużo miłości, to czy mimo wszystko nie wystąpi u niego syndrom ocaleńca?
To nawet czyni jego sytuację gorszą. Proszę sobie wyobrazić, że jest się schwytanym przez grupę ludzi słynących z okrucieństwa, którzy stają się dla nas uprzejmi. Chodzi się wtedy z taką myślą w głowie: „Są dla mnie tacy mili, ale w którymś momencie mogą mnie zabić”. Epatowanie miłością zbiega się tu z poczuciem egzystencjalnej winy, że przeżyłem ja, a nie moje rodzeństwo. Te dwa czynniki sprawiają, że dziecko staje się bardzo narcystyczne, skupione na sobie. Narcyzm jest bardzo trudny do leczenia, a jednocześnie staje się coraz bardziej popularny i charakterystyczny dla współczesnego społeczeństwa.
Czy „ocaleńcy” zakładają rodziny?
Nie chcą zawierać małżeństw i nie chcą mieć dzieci. Czują się zazdrośni o kogoś, komu poświęca się więcej uwagi. Jeśli „ocaleniec” zwiąże się z drugą osobą, która ma taki sam problem, wtedy obydwoje do siebie „przylegają” w przekonaniu: „Ta druga strona rozumie mnie, rozumie mój problem, jest taka sama”. Jeśli zostają razem, stosują metody zapobiegające poczęciu dzieci. Trudniej im przeżywać radość w kontaktach seksualnych, mają mniejszy kontakt z własnymi emocjami. Współżyjąc mają częściej kontakty oralne, analne. W ten sposób dochodzi do rozwoju różnych chorób.
Jaki wpływ ma ten syndrom na życie społeczne?
Problem będzie narastał. Śmiem twierdzić, że obecnie ponad połowa populacji dotknięta jest syndromem „ocaleńca”. Widać u nich brak zaangażowania w życie społeczne, zainteresowania tym, co dzieje się w ich kraju. Takie osoby nie chodzą na wybory. W Kanadzie niektóre partie zastanawiają się nad tym czy nie wprowadzić obowiązku głosowania. „Ocaleńcy” nie chcą mieć dzieci, nie wchodzą w role rodzicielskie. Proszę zauważyć, Niemcy, Japonia i inne kraje chcą desperacko zwiększyć przyrost naturalny i zachęcić do posiadania dzieci. Władze w Chinach apelują do młodych, żeby miały więcej niż dwoje dzieci. Młodzi ludzie, odpowiadają: „Nie jesteśmy zainteresowani, nie chcemy kolejnego dziecka”. Chociaż rządy państw bardzo starają się zachęcić do rodzenia dzieci, to tak długo dopóki ludzie nie uporają się z problemem aborcji i ich konsekwencjami, to nie będziemy w stanie żadnymi środkami zwiększyć przyrostu naturalnego.
Czy osoby z syndromem „ocaleńca” można wyleczyć, przywrócić społeczeństwu?
Leczenie ocalonych jest trudne. Rodzeństwo abortowanych dzieci niesie swoje zranienia do końca życia. Opracowałem program terapeutyczny „Żywa Nadzieja”, którego celem jest odbudowa osobowości po traumie. Poprzez terapię pomagamy osobom z syndromem „ocaleńca” rozpoznać źródła trudności, z jakimi się zmagają oraz nabrać większego zaufania do siebie i innych. Poprawiamy jakość bliskich relacji i funkcjonowanie w życiu codziennym. Pracując z osobami zranionymi przez aborcję pomagamy w naturalnym procesie zdrowienia, którym tak naprawdę zawiaduje Bóg. Kim byłbym, gdybym powiedział, że Bóg nie może tego zrobić?
***
Prof. Philip G. Ney (1935), kanadyjski psychiatra, psycholog i psychoterapeuta, profesor uniwersytetów w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i w Nowej Zelandii; wieloletni kierownik oddziałów psychiatrycznych, członek towarzystw psychiatrycznych i psychoterapeutycznych. Od czterdziestu lat zajmuje się badaniami nad traumą psychiczną, zaniedbaniem i przemocą wobec dzieci, a także ich związku ze stratami okołoporodowymi (prenatalnymi i perinatalnymi). Stworzył program poświęcony kompleksowej psychoterapii osób z takimi doświadczeniami. Opisał syndrom osoby ocalonej od aborcji i naukowo wyodrębnił charakterystyczne dlań symptomy. Założył International Institute of Pregnancy Loss and Child Abuse Research and Recovery oraz International Hope Alive Counsellors Association. Więcej informacji o programie terapii „Żywa Nadzieja” na stronie www.zywanadzieja.pl
rozmawiała Irena Świerdzewska |