1 listopada
piątek
Seweryna, Wiktoryny
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Z Libanu do Polski

Ocena: 0
1996

Zaczynał od mycia naczyń na zapleczu restauracji, później wziął kredyt na wózek do hot-dogów i przerobił go na urządzenie do smażenia falafeli. Jeszcze parę lat temu sprzedawał je na bazarze, dziś ma dwie filie baru, który cieszy się ogromną popularnością.

Jego żona Ewa jest Polką – poznał ją w Bejrucie, gdzie mieszkała przez 23 lata. Mają dwoje dzieci: Wandę i Andrzeja. Decyzję o przeniesieniu z Libanu do Polski podjęli po urodzeniu Wandy. – Kiedy Hezbollah robił ataki w Bejrucie, córeczka bardzo się bała. Nie mogłem tego znieść. Nie chciałem, żeby widziała to, co ja musiałem oglądać jako dziecko – wyjaśnia Mahmoud (w skrócie: Mike). Lata jego młodości przypadły na okres libańskiej wojny domowej. – W naszym kraju przez wiele lat trwał nieustanny konflikt, przeżyłem zamachy, wybuchy bomb. W 1989 r. został zburzony nasz dom, który zbudował mój tata – opowiada.

Mike wychował się w rodzinie muzułmańskiej, jego ojciec pochodził z Syrii, a matka z Libanu. Gdy miał 13 lat, stracił ojca i od tej pory był odpowiedzialny za utrzymanie domu. Jednocześnie pracował i uczył się. Skończył studia na amerykańskim uniwersytecie w Bejrucie, z wykształcenia jest grafikiem. – Tak naprawdę są dwa uniwersytety: ten, na którym studiujemy i uniwersytet życia – mówi w zamyśleniu.

 

Wiara w sercu

Po studiach Mahmoud zatrudnił się jako grafik w firmie, w której wszyscy pracownicy byli chrześcijanami. To oni zachęcili go, żeby poszedł z nimi do kościoła. – Od tej pory coś mnie ciągnęło do chrześcijaństwa. Miałem potrzebę, żeby czasem wstąpić do kościoła, zapalić świeczkę i się pomodlić – wspomina.

Libańscy chrześcijanie nie są prześladowani. Mike opowiada, że jego wuj muzułmanin ma żonę chrześcijankę i żyje z nią w zgodzie. – W Bejrucie tuż obok meczetu stoi kościół. Zdarza się, że spotykają się dwaj przyjaciele, muzułmanin i chrześcijanin, potem jeden idzie do meczetu, drugi do kościoła, a po skończonych nabożeństwach spotykają się znowu – mówi Mahmoud, na dowód pokazując znalezione w internecie zdjęcie obu świątyń.

Mimo to przejście z islamu na chrześcijaństwo nie jest dobrze widziane. – Dla muzułmanina to jest wstyd. Tak samo jak przejście z chrześcijaństwa na islam byłoby wstydem dla chrześcijanina – tłumaczy właściciel baru. Swojej wiary nie ukrywa, ale też się z nią nie afiszuje. Jego żona uważa, że dzięki studiom na amerykańskim uniwersytecie Mike był bardzo otwarty na świat. – Chciał poznać wszystkie rodzaje religii i ze wszystkimi żyć w pokoju – wyjaśnia Ewa. – Muzułmanie też czczą Jezusa (chociaż tylko jako proroka), kochają też Maryję, więc ten aspekt chrześcijaństwa nie jest dla nich barierą. Jeśli Bóg kogoś zaprasza, to sam otworzy mu drzwi. Widocznie w przypadku Mike’a też tak było.

Co sprawiło, że ostatecznie uwierzył? Mahmoud twierdzi, że po prostu to czuł. Znakiem było dla niego też światło, które widział we śnie, szczególnie w trudnych momentach życiowych. – To, o co prosiłem Jezusa i co od Niego dostałem, nie jest zmyślone, to jest fakt. Dzięki Jezusowi odniosłem sukces, a moje dzieci mają wszystko co potrzebne do życia, dzięki Niemu żyjemy w pokoju – jest przekonany. – To, co czuję, mam w sercu, i to jest moja prywatna sprawa. Po prostu jak wszyscy inni ludzie chcę żyć z rodziną w miłości i spokoju.

 

Od zera

Mike od początku znajomości z Ewą bardzo chciał poznać jej kraj. Pierwszy raz przyjechali tu na miesiąc miodowy, który spędzili w Trójmieście. Za drugim razem przybyli już z zamiarem osiedlenia się na dłużej. Oboje zgodnie twierdzą, że ten czas był dla nich bardzo trudny. Prawie nikogo tu nie znali, nie mieli pieniędzy, zaczynali wszystko od zera. Mahmoud potrafił powiedzieć po polsku tylko „dzień dobry”, Ewa trochę już zapomniała ojczystego języka. – Wyjechałam z Polski w wieku 18 lat, więc najważniejszy okres mojego życia spędziłam w Bejrucie. Przyjeżdżając tutaj, nie znałam polskich realiów, nie wiedziałam na przykład, co to jest NIP czy PIT – opowiada.

Początkowo mieszkali w Kwidzynie, u rodziców Ewy. Mahmoud rozesłał swoje CV po całym mieście, ale nie znalazł zatrudnienia w swoim zawodzie. Jedynym wyjściem była praca „na zmywaku” w barze. – Kiedy dowiedziała się o tym moja mama, była bardzo smutna, że jestem tak dobrze wykształcony, a w Polsce mogę tylko zmywać naczynia. Powiedziałem jej, że to nie jest dla mnie wstyd. Moim zdaniem wstydzić może się tylko ten, kto siedzi w domu i nie pracuje, mimo że jest zdrowy – podkreśla Mike. Za namową mamy wrócili na jakiś czas do Libanu, ale tam wciąż trwał konflikt. – Wtedy zdecydowałem, że wolę już myć talerze w Polsce, niż pozwalać, żeby moje dziecko żyło w strachu – opowiada.

Tym razem przeprowadzili się do Warszawy. Mike bardzo ciężko pracował, ale jego pensja nie wystarczała na utrzymanie rodziny z dzieckiem. – Kiedy miał wolny dzień, zostawiałam z nim córeczkę, a sama biegłam gdzieś dorobić – wspomina Ewa. Wsparcie dostawali też od Kościoła – w parafii na Targówku, gdzie wtedy mieszkali, wydawano im produkty żywnościowe. – Wierzę, że to Pan Jezus zsyłał nam pomoc. Kiedy nie mieliśmy pieniędzy na mieszkanie, nagle pojawiła się osoba, która nam je pożyczyła – zwierza się Mike.

Po przeprowadzce do Warszawy przyjął chrzest, przystąpił do sakramentu bierzmowania i przyjął Komunię, a później zawarł z Ewą sakrament małżeństwa. Dzieci też wychowują w wierze – ich córka Wanda tydzień temu przyjęła Pierwszą Komunię Świętą. W domu rozmawiają po arabsku, ale Wanda nauczyła się polskiego w szkole i bardzo dobrze sobie radzi.

 

Ziemia pokoju

Po przyjeździe do Polski, w tym najtrudniejszym czasie, Mahmoud często chodził do kościoła i modlił się. Jest przekonany, że pomysł na biznes też podsunął mu Pan Jezus. – Kiedy zaczynałem sprzedawać falafele, Polacy byli dla mnie bardzo mili, próbowali mi pomóc, uczyli mnie języka. Niestety było tam bardzo zimno, więc szukałem jakiegoś pomieszczenia do wynajęcia. W końcu znalazł się malutki lokal w centrum Warszawy – opowiada. Mike marzył jednak o większym miejscu, w którym klienci mogliby usiąść i spokojnie zjeść. Spełniło się to kilka miesięcy temu, gdy została otwarta druga filia baru. – Robię biznes, bo chcę zabezpieczyć przyszłość moim dzieciom – podkreśla. – Wcale nie jest łatwo, to bardzo ciężka praca. W tym kraju trzeba być pracowitym. Pan Jezus powiedział: „jeśli komuś jest ciężko, niech przyjdzie do Mnie” – od dawna trzymam się tych słów.

Właściciel baru jest bardzo serdecznie odbierany przez Polaków. Nieprzyjemna sytuacja przydarzyła mu się tylko raz: gdy przechodziła demonstracja antyimigrancka, do jego lokalu wpadło dwóch młodych mężczyzn, którzy rozpylili gaz pieprzowy. Okazało się jednak, że atak nie był wymierzony w lokal Mahmouda, tylko był wynikiem kłótni między jego klientem a uczestnikiem demonstracji. Ten incydent nie zniechęcił Mike’a do Polski – podkreśla, że jest patriotą i wszystko mu się tu podoba.

Mahmoud odcina się od wszelkich konfliktów na tle religijnym czy politycznym. Najważniejszy jest dla niego szacunek wobec drugiego człowieka. – Nie lubię polityki, bo mój kraj został przez nią zniszczony – stwierdza z goryczą. – Uważam, że ze wszystkimi można żyć w zgodzie. Chrześcijanin może dyskutować z muzułmaninem, ale muszą być na siebie otwarci. Tak samo z wyznawcami innych religii. Moja mama opowiadała, że nasi sąsiedzi byli Żydami, nasze rodziny dzieliły się jedzeniem, dzieci bawiły się razem, nie było żadnych problemów. A potem do religii zaczęli się wtrącać politycy – i dopiero wtedy pojawił się problem.

W Libanie od 1975 do 1990 r. trwała wojna domowa, w której walczyło ze sobą wiele ugrupowań złożonych z przedstawicieli różnych wyznań, narodowości i opcji politycznych. – Muzułmanie atakowali także muzułmanów, a chrześcijanie napadali na chrześcijan. To jest właśnie najgorsze, kiedy brat bije brata, bo na przykład jest w innej partii. Bardzo mi przykro, że tak było – mówi Mahmoud ze smutkiem. – Jeżeli chcesz prawdy o Libanie, powiem tak: Liban jest ziemią pokoju, jest pięknym krajem. To nie jest ziemia terrorystów. Z Libanu pochodzi św. Charbel, w tym kraju cały czas jest obecny Chrystus.

Hanna Dębska
fot. Hanna Dębska/Idziemy

Idziemy nr 20 (554), 15 maja 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 31 października

Czwartek, XXX Tydzień zwykły
Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie i chwała na wysokościach.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 13, 31-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna za zmarłych cierpiących w czyśćcu

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter