Oczywiście, te kojarzące się z partyjną nowomową słowa, nigdy nie padły z ust Deyny, ale na potrzeby propagandy nie takie wypowiedzi i rzeczy wówczas fałszowano. Władze wciąż nie chciały się zgodzić na transfer piłkarza Legii.
29 października 1977 r. reprezentacja Polski zmierzyła się z na Stadionie Śląskim z Portugalią w eliminacjach do argentyńskiego mundialu. Na niemal każdy kontakt Deyny z piłką śląska publiczność reagowała gwizdami. Również strzelony przezeń w 38. minucie gol wprost z rzutu rożnego został przyjęty gwizdami. Gdy w 84. minucie opuszczał boisko gwizdał chyba cały stadion - 80 tys. widzów. Na pomeczowej konferencji trener Gmoch stwierdził, że gdyby nie takie reakcje publiczności Deyna strzeliłby więcej goli i Polska wygrałaby ten mecz zamiast tylko zremisować 1:1. Kilka tygodni później sam piłkarz zadeklarował, że nigdy więcej nie zagra na Śląskim.
Po latach od tego wydarzenia biografowie Deyny piszą o „fenomenie nienawiści”. W tym czasie Deyną coraz mocniej interesowała się bezpieka. Z dokumentów SB wynika, że jego inwigilacja trwała od pierwszego wielkiego turnieju, czyli od 1972 r. Szczyt zainteresowania esbeków przypadł na rok 1978. „Por. Kazimierz Deyna nie cieszy się autorytetem i szacunkiem wśród piłkarzy Legii. Zachowuje się arogancko w stosunku do przełożonych i zawodników młodszych wiekiem. Cechuje go wyjątkowa dążność do wzbogacenia się. Większość wolnego czasu spędza w środowisku o ujemnej opinii politycznej i moralnej” – pisał w raporcie jeden z oficerów SB.
Mistrzostwa Świata w Argentynie były starciem dwóch wielkich indywidualności – weterana, grającego w kadrze od dekady Kazimierza Deyny i młodego, przebojem wchodzącego do drużyny, Zbigniewa Bońka. Szczytowym momentem rywalizacji piłkarzy był mecz z Argentyną 14 czerwca 1978 r. - reklamowany głośno jako setny oficjalny mecz Deyny w reprezentacji. W tym przegranym przez Polskę 0:2 spotkaniu Deyna nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego przy stanie 0:1.
Był to przedostatni mecz Deyny w reprezentacji Polski. Nigdy nie został oficjalnie pożegnany. Po mistrzostwach w Argentynie władze zgodziły się wreszcie na odejście niepotrzebnego już, „starego” - miał już prawie 31 lat - Deyny. Manchester City, dziś kojarzony jest z najwyższej klasy nowoczesnym futbolem i wielkimi transferami, pod koniec lat 70. był dość przeciętną angielską drużyną, grającą prosty, fizyczny futbol. Nie było to miejsce dobre dla zawodnika o tak wielkich umiejętnościach technicznych - którym wcześniej interesował się m.in. Real czy Inter - jak Kazimierz Deyna.
Anglicy zapłacili za niego 100 tys. funtów, zobowiązali się rozegrać dwa mecze z Legią i przekazać jej komplet strojów piłkarskich. Deyna opuścił Legię, ale nie odnalazł się w City. „Największym problemem okazało się to, że Kazikowi brakowało cech typowych dla angielskiego futbolisty, miał natomiast takie, jakich nie znali Anglicy, a przynajmniej zdecydowaną większość klubowych partnerów. Deyna nie był szybki, nie wdawał się niepotrzebnie w walkę, raczej słabo grał głową” – pisał Stefan Szczepłek w biografii Deyny.
Sytuacja w drużynie przekładała się na coraz większe problemy osobiste. „2:30 nad ranem awantura: pobicie i kopanie, połamanie stolika, pijany” – pisała we wrześniu 1980 r. w swoim dzienniczku Mariola Deyna. W tym samym czasie Deyna stracił miejsce w składzie Manchesteru i prawo jazdy za spowodowanie wypadku po spożyciu alkoholu.
Jednym z niewielu jaśniejszych momentów ostatniego okresu kariery Deyny był występ w fabularnym filmie „Ucieczka do zwycięstwa” u boku doskonałych aktorów takich jak Max von Sydow, Sylvester Stallone, Michael Caine; i byłych piłkarzy: Pelego i Bobby'ego Moore’a, Paula van Himsta, Osvaldo Ardilesa.
Wiosną 1981 r. Deyna odszedł z Manchesteru do amerykańskiego San Diego Sockers. W jego barwach rozegrał 105 spotkań. Liga północnoamerykańska była wówczas miejscem dla piłkarzy szykujących się do zakończenia kariery. „Grał bo musiał, nie umiał robić nic innego i stanowiło to jego jedyne źródło utrzymania” – pisał Stefan Szczepłek. Ostatni mecz w San Diego zagrał w 1987 r.
Niestety, niemal wszystkie pieniądze zarobione na amerykańskich boiskach stracił oszukany przez swojego menedżera. Problemy finansowe przełożyły się na życie, nadużywanie alkoholu i uzależnienie od hazardu, separacja od żony.
W lipcu 1989 r. przyleciał do Europy na organizowany w Danii turniej oldbojów. Namawiany przez kolegów z drużyny Górskiego do powrotu do zmieniającej się Polski - odmówił. Ukrywał przed nimi problemy z alkoholem i finansowe.
W Kalifornii próbował stworzyć szkółkę piłkarską. Miał nadzieję, że zostanie zaangażowany do promocji organizowanego w USA w 1994 r. mundialu.
1 września 1989 r. prowadzony przez niego Dodge Colt wbił się w zaparkowaną na poboczu kalifornijskiej autostrady ciężarówkę. Deyna zginął na miejscu. W jego krwi policja stwierdziła ślady alkoholu. Prawdopodobną przyczyną wypadku było zaśnięcie, ale nie wykluczano również samobójstwa. Pogrzeb odbył się w San Diego 9 września 1989 r., dzień przed 17. rocznicą zdobycia olimpijskiego złota w Monachium.
6 czerwca 2012 r. po wielu staraniach sprowadzono z USA prochy Kazimierza Deyny by pochować je na Wojskowych Powązkach. Uwieńczeniem tego powrotu piłkarza do Warszawy było odsłonięcie jego pomnika usytowanego przed wejściem na, nazwaną jego imieniem, trybunę nowego stadionu Legii. Zebrani na uroczystości kibice zaintonowali powstałą w 1973 r. pieśń: „Kazimierz Deyna naszym przyjacielem jest, jego duch żyje pośród nas”.
W 2006 r. na wniosek kibiców numer 10. z którym Deyna występował w Legii został zastrzeżony - od 11 lat żaden zawodnik Legii nie gra z dziesiątką na plecach.
Jeden z największych polskich piłkarzy XX wieku w XXI stuleciu stał się autentyczną ikoną popkultury - twarz Kazimierza Deyny, wykonana przy pomocy szablonu i farby w spreju, widnieje na murach wielu polskich miast i osiedli. Malują ją młodzi ludzie, których nie było jeszcze na świecie, gdy on odchodził. (PAP)