Najpierw okoliczności, czyli dobre losowanie sprawiły, że najlepszy polski zespół awansował do wyśnionej Ligi Mistrzów. Tam klub ze stolicy zarobił potężne sumy. To aspekt ważny, bo od lat powtarzano wszem i wobec, że ten, kto pierwszy dopcha się do finansowego koryta, z którego płacą działacze UEFA, ten ucieknie krajowym rywalom tak daleko, że „ich nie dogonią”.
Legia w Lidze Mistrzów nie tylko statystowała, ale zdobyła punkty, czyli zarobiła porządną premię. Teraz na szczęście historia się nie powtórzyła i nikt przy Łazienkowskiej nie zamierzał tych pieniędzy przejeść. Ale chyba wszyscy liczyli, że mając przed sobą mecze z Ajaxem Amsterdam w Lidze Europejskiej oraz walkę w obronie mistrzostwa Polski, Legia porządnie się wzmocni. Porządnie, czyli nie pójdzie w ilość, tylko w jakość. To, że klub opuścili najlepsi napastnicy i utalentowany obrońca, trzeba zrozumieć. Polska liga wciąż konkurencyjna pod wieloma względami nie jest. Trudno, z tym musimy się pogodzić.
Trudno natomiast zrozumieć brak mądrych transferów w drugą stronę. I wcale nie chodzi mi o super znane nazwiska. Legia musiała wzmocnić linię ataku. Nie na kolejny sezon, tylko na tu i teraz. Dlatego kupując napastników nie miała wyjścia – powinna zatrudnić graczy gotowych do gry, a nie takich, którzy przez dwa miesiące będą nadrabiać zaległości. Tak się nie stało. Nie mamy więc prawa się dziwić słabej skuteczności mistrza Polski. Źle to wyglądało w przedsezonowych sparingach, a pierwsze mecze w 2017 r. pokazały, że nie było w tym przypadku. W czterech lutowych, niezwykle ważnych spotkaniach Legia strzeliła dwa gole. Średnia – bardzo średnia. Legioniści mieli problemy z trafianiem do bramki rywali i głównie dlatego odpadli już z Ligi Europejskiej.
A to nie musi być koniec kłopotów. Bo w polskiej lidze też nie jest kolorowo. Gdy dodamy do tego kolejny szczegół, czyli trwające od miesięcy przepychanki między właścicielami – jestem przekonany, że mają one wpływ na klub i drużynę – to otrzymamy pełen obraz sytuacji. Z kilku szczegółów zrodziły się wielkie problemy. A przecież jeśli Legia nie obroni tytułu mistrza Polski, nikt nie powie, że to szczegół…