Słowa łączą zmysły i umysł. Wyrażają chwałę i prośbę, które wznoszą się aż do tronu Najwyższego. Możemy kierować do niego takie słowa, jakie nam w sercu zagrają. Jednak, skoro wszyscy chrześcijanie tworzymy jedno Mistyczne Ciało Chrystusa powinniśmy również kochać te formuły używane przez naszą Matkę Kościół. Powtarzać te same sformułowania, które kierowali do Boga patriarchowie, prorocy, męczennicy, dziewice: wszyscy sprawiedliwi Ludu Bożego!
Oczywiste, że nie wystarczy zaliczać formułki, niczym odtwarzanie mp3. Trzeba niestety przyznać, że jesteśmy słabi i z dużą łatwością się rozpraszamy. Prawdziwe staranie się o skupienie przekłada się na szczegóły: wysiłek by dobrze wymawiać słowa, bez pośpiechu, by unikać monotonnego, jednostajnego tonu głosu. Pauzy pomagają zrozumieć sens tekstu tak, aby odmawianiu towarzyszyła modlitwa wewnętrzna, aby słowa wyrażały postanowienia, wzbudzały uczucia i myśli. Słowem: pragniemy ofiarować Bogu, także w modlitwie ustnej, dzieło doskonałe, skończone, miłe oczom. A ci, którzy nas słuchają, powinni poczuć się pociągnięci do Boga przez sam nasz sposób modlenia się, pełen pobożności i promieniujący świadomością synostwa Bożego.
Modlitwa ustna działa również w odmiennym kierunku: od zewnątrz do serca. Jeśli kiedyś nasza relacja z Bogiem stanie się oschła, wówczas nasz głos, same wypowiadane zdania będą bodźcem dla pobożności, siłą, która pociągnie nas całych.
Dbałość o wszystkie aspekty zewnętrzne jest wyrazem miłości, z jaką chcemy się modlić. Gest zewnętrzny, określona formuła jest zawsze taka sama i ma swoje znaczenie, jednak liczy się miłość. Nie chodzi więc o to, aby w celu uniknięcia rozproszeń czynić nadludzki wysiłek, lecz o walkę, aby je ucinać i modlić się codziennie z większą miłością. Pewien święty tak doradzał: „Aby uniknąć rutyny w modlitwach ustnych, starajmy się odmawiać je z tą samą miłością, z jaką po raz pierwszy oświadcza się zakochany... i jakby to była nasza ostatnia okazja zwrócenia się do Pana”.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |