Ks. Władysław Korniłowicz wśród niewidomych dzieci
Kilkanaście dni temu Stolica Apostolska uznała heroiczność cnót ks. Korniłowicza, co oznacza, że do ogłoszenia beatyfikacji potrzeba tylko uznanie cudu za jego wstawiennictwem. – Teraz czekamy na zbadanie takiego przypadku – mówi s. Radosława Podgórska FSK, autorka positio (dokumentacji biograficznej ze świadectwami), które zostało złożone dziesięć lat temu w Stolicy Apostolskiej. Od tego czasu miało miejsce wiele łask i uzdrowień przypisywanych ks. Korniłowiczowi, w Laskach wciąż nazywanemu Ojcem. W Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża odprawianych jest rocznie około 34 nowenn za jego wstawiennictwem, najczęściej o pojednanie w rodzinie, o dar potomstwa, uwolnienie z nałogów, uzdrowienie z nowotworów. – Wtedy w tej jednej konkretnej intencji modlimy się jednocześnie we wszystkich wspólnotach w Polsce i w jedynej na Ukrainie – wyjaśnia s. Radosława.
Z ZURYCHU DO SEMINARIUM
Władysław Korniłowicz urodził się w 1884 r. w Warszawie jako jeden z czterech synów – każdy zaznaczył się w dziejach polskiej kultury – wybitnego psychiatry i neurologa dr. Edwarda Korniłowicza. Mama, Wiktoria z domu Poll, poświęciła się wychowaniu dzieci, i w przeciwieństwie do męża była osobą głęboko wierzącą – piszą w znanej biografii ks. Korniłowicza siostry Teresa Landy i Rut Wosiek FSK. Na wieść, że syn chce pójść do seminarium, ojciec zalecił mu odłożenie decyzji i ukończenie studiów przyrodniczych. Po dwóch latach nauki Władysław porzucił jednak Wydział Przyrodniczy w Zurichu i wstąpił do Seminarium Duchownego w Warszawie, którego władze skierowały go do Fryburga na studia z filozofii i teologii. Święcenia kapłańskie przyjął w kwietniu 1912 r. w Krakowie, z rąk bp. Adama Sapiehy.
Spędzał wakacje w Zakopanem, gdy wybuchła I wojna światowa. Nie mógł wrócić do leżącej w zaborze rosyjskim Warszawy, został więc kapelanem Zakładu Generałowej Jadwigi Zamoyskiej, jak nazywano Szkołę Domowej Pracy dla Dziewcząt. Dziś w tymże domu w Kuźnicach siedzibę ma TPN. W kaplicy, gdzie ks. Korniłowicz odprawiał Msze, można zobaczyć jego ornat. Kiedy mógł już w 1916 r. wrócić do stolicy, pracował jako wikariusz w Górze Kalwarii, Lesznie i Siennicy. Był prefektem szkół warszawskich, archiwistą i notariuszem w Kurii Metropolitalnej. W 1918 r. został kapelanem wojskowym i ruszył na front. Legionista Eugeniusz Kłoczowski wspominał, jak w marcu 1919 r. ks. Korniłowicz spędził tydzień w okopach i ojcowskim podejściem sprawił, że do spowiedzi przystąpili wszyscy ochotnicy z Legii Akademickiej. Żołnierze rozmawiali o tym na froncie całymi miesiącami, bo jeszcze rok wcześniej, na rekolekcjach akademickich Komunię Świętą przyjęło najwyżej 10 proc. studentów. W grudniu 1920 r. ks. Korniłowicz, jako sekretarz abp. Sapiehy, odbył dwumiesięczną podróż do Austrii, Włoch, Francji i Belgii, gdzie poznał osobiście Jacques’a Maritaina i dzieje jego nawrócenia.
Po powrocie do Warszawy zaczął gromadzić przedstawicieli inteligencji. Powstała grupa nazwana „Kółkiem”, w której spotykali się ludzie różnych wyznań, poglądów i zawodów. „Tu upatrywał drogę przenoszenia ducha odnowy religijnej w szersze kręgi społeczeństwa” – piszą s. Landy i s. Wosiek. Wielu się nawróciło; pierwsza była młoda Żydówka Zofia Landy, niewierząca i wychowana poza tradycjami religijnymi, po studiach filozoficznych na Sorbonie. Została później franciszkanką i przyjęła imię Teresa. Wkrótce do chrztu przystąpił jej przyjaciel, rzeźbiarz Franciszek Tencer, a później pisarz żydowskiego pochodzenia Marceli Blüth.
– Na spotkania „Kółka” przychodzili m.in. Gałczyński, Staff, Iwaszkiewcz, Kossak-Szczucka, Nałkowska, prof. Konrad Górski – wylicza s. Radosława. Na początku zebrania wszyscy klęcząc odmawiali „Ojcze nasz”, czytano Ewangelię, literaturę filozoficzną, klasyków mistyki. „Kółko” przyciągało studentów; wkrótce powstało pismo „Verbum”.
NASZ OJCIEC
Można go śmiało nazwać współtwórcą Lasek, założonych dla osób niewidzących przez – również niewidomą – matkę Różę Czacką. Ksiądz Korniłowicz został jej spowiednikiem w 1918 r.
– Przeniósł nas z kręgu służby tylko osobom niewidomym fizycznie i ukierunkował na osoby niewidome duchowo – mówi s. Radosława. – Matka Czacka chciała, by osoby niewidome fizycznie swoje życie przeżywały w duchu zadośćuczynienia za duchową ślepotę świata. Ksiądz Korniłowicz gromadził osoby poszukujące Boga czy żyjące bez Niego i przysyłał do Lasek jako wolontariuszy.
Wcześniej, kiedy jeszcze Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi mieściło się przy ul. Polnej w Warszawie, członkowie „Kółka” spotykali się w tamtejszej kaplicy. Jak wspominała matka Czacka, zacieśniały się stosunki między „Kółkiem” a Laskami, dzięki czemu stały się one terenem działalności charytatywnej „Kółka”. Do Lasek ks. Korniłowicz przeprowadził się w 1930 r. Był spowiednikiem dzieci i dorosłych, widzących i niewidomych. Głosił rekolekcje, zajmował się formacją III Zakonu św. Franciszka.
Mówiono, że ma szczególny dar posługi wobec żyjących na pograniczu wiary i niewiary. „Zwłaszcza do chorych śpieszył bez zwłoki, (…) przerywał natychmiast zajęcia, zmieniał łatwo porządek dnia, wysiadał z pociągu czy tramwaju i spieszył z pomocą. Był wspaniały, zwłaszcza przy łożu zakaźnie chorych, nie widział dla siebie niebezpieczeństwa – służył z bohaterstwem i jako kapłan, i jako sanitariusz, odsuwając innych, by ich ochronić. Tym tłumaczy się, że Ojciec tylu wybitnych ludzi w ostatniej chwili ich życia pojednał z Bogiem. Był ojcem konwertytów” – pisał w „Tygodniku Powszechnym” w grudniu 1946 r., trzy miesiące po śmierci ks. Korniłowicza, ks. Stefan Wyszyński, jego duchowy syn.
„Nie znajdę w swych myślach lepszego wyrazu dla zwięźlejszej charakterystyki ks. Korniłowicza. Był przede wszystkim ojcem. Ojcostwo swe zaczynał zazwyczaj w konfesjonale. Większość życia spędził właśnie tam” – wspominał ks. Wyszyński. Do swoich penitentów ks. Korniłowicz zwracał się w konfesjonale: „Moje dziecko”. – Ustawiały się do niego tłumy. O czwartej nad ranem siostry interweniowały, by położył się spać – opowiada s. Radosława. – Nie dawał gotowych rozwiązań, ale ukierunkowywał, zapraszał do współpracy z Bożą łaską, rozwijał penitenta ku dojrzałości.
Nie był krasomówcą. „Nie starał się o piękno formy. Słowo cenił. (…) Kto umiał słuchać, (…) wyczuwał w tym wielkim trudzie rodzącego się słowa głębię przemyślenia, przeżycia i wiary – oceniał ks. Wyszyński. Jego życie przenikała za to modlitwa. Do brewiarza zapraszał świeckich. „Modlił się życiem, modlitwę przerywał dla spraw bieżących, po czym wracał do niej dziwnie łatwo i bezzwłocznie (…). Miał wielki dar skupiania się. Widziano go nieraz w natłoczonym korytarzu pociągu, na pomoście tramwaju, w najgorszych warunkach zewnętrznych, oddanego modlitwie” – napisał ks. Wyszyński. – Wiernych przyciągała Msza św., którą celebrował niesamowicie skupiony, z wielkim mistycyzmem, jakby w tym momencie był tylko Ojciec i Pan Bóg – mówi s. Radosława.
Bardzo subtelny, empatyczny, potrafił słuchać, co przyciągało innych do niego. – Z relacji z Bogiem wynikał jego ogromny szacunek do drugiego człowieka – ocenia siostra. „W pełni oddany Bogu i tak bliski człowiekowi. (…) Podróże, ruch, szybkie przenoszenie się z miejsca na miejsce, samolot, radio, auto, najszybszy pociąg, różne zdobycze techniczne były pasją Ojca (…). To były dlań środki dążenia do ludzi, śpieszenia im z apostolską pomocą” – wspominał ks. Wyszyński. Praktykował franciszkański styl. – Jeśli coś lepszego dostał na talerzyku do zjedzenia, zaraz przekazywał dalej. Podobnie rzeczy osobiste – podkoszulki, spodnie – siostry musiały mieć w zapasie, bo stale komuś oddawał swoje – opowiada s. Radosława. – Ubóstwo rozumiał inaczej, mówił, że „ubogi to ten, kto ma wszystko u Boga”.
Przed wybuchem II wojny światowej napisał apel do katolików niemieckich o zaprzestanie wojny – co poszło w eter – i był potem poszukiwany przez Niemców. Wyjechawszy z Lasek, zamieszkał w zakładzie sióstr w Żułowie. Mimo konspiracji prowadził rekolekcje m.in. w Warszawie i Lublinie, spotykał się z penitentami, odwiedził nawet w Krakowie swojego wychowanka – dziś błogosławionego – o. Michała Czartoryskiego OP.
W 1941 r. stwierdzono u ks. Korniłowicza guza mózgu, jednak dopiero w kwietniu 1944 r. był operowany, a na sali był przy nim ks. Wyszyński. W rocznicę powstania warszawskiego ks. Korniłowicz wygłosił jeszcze doskonałe kazanie na cmentarzu wojennym w Laskach. Zmarł w opinii świętości 26 września 1946 r.
„To życie to kilka, kilkanaście może kilkadziesiąt lat, a potem wieczność!” – przypomina s. Radosława perspektywę, przez którą patrzył na świat ks. Korniłowicz. Po lekturze positio watykański urzędnik powiedział, parafrazując papieża Franciszka, że ks. Korniłowicz niósł zapach Pana Boga.