Bo właśnie do dawania świadectwa przygotowywał ich Chrystus po swoim Zmartwychwstaniu, kiedy spotykał się z nimi przez czterdzieści dni i „dawał wiele dowodów, że żyje”. Chciał ugruntować ich wiarę – nie tylko poprzez swoją naukę, ale także przez doświadczenie przebywania z żywym Bogiem. Nie przestawał ich także nauczać o tajemnicach Królestwa Niebieskiego, gdyż już wkrótce to oni mieli się stać głosicielami Dobrej Nowiny. A głosiciel musi wiedzieć, co ma głosić. Zresztą nauki Jezusa wcale nie miały zakończyć się wraz z Jego odejściem do Ojca – Zmartwychwstały obiecuje im przyjście Ducha Świętego, który będzie prowadził uczniów aż do końca czasów. Kiedy więc apostołowie po Wniebowstąpieniu przebywali w świątyni, wielbili Boga nie tylko za to, o czym słyszeli, ale przede wszystkim za to, czego doświadczyli!
Obecnie chrześcijanie gromadzą się w świątyniach na całym świecie. Czy jednak są to równie radosne i pełne mocy zgromadzenia, jak wtedy w Jerozolimie zaraz po odejściu Chrystusa? Czy moja postawa na Eucharystii wywołałaby zdumienie niewierzących? Czy pociągnęłaby ich ku Chrystusowi?
Bo jeśli nie, to być może jest to dowód, że ja nigdy nie spotkałem Zmartwychwstałego; że nie doświadczyłem Jego działania w moim życiu! Że wiara jest dla mnie tylko piękną tradycją, o której usłyszałem od moich rodziców. Że te pełne mocy i radości słowa, które wypowiadam na każdej Mszy Świętej, nie mają żadnego wpływu na moje życie – pozostają tylko pustą teorią. A ktoś taki nie może być świadkiem. Bo nikt by jego świadectwu nie uwierzył…
Pomimo swego Wniebowstąpienia, Chrystus pozostaje Bogiem bliskim – obecnym stale wśród wierzących. Przemierza z nami wszystkie drogi naszego życia i chce być dostrzegany. Jednak nasz ciągły pęd, zabieganie i zatroskanie o sprawy tego świata nie pozwalają nam zauważyć Jego działania. Może więc najwyższa pora się zatrzymać? Rozejrzeć wokół siebie i zawołać: Panie, gdzie jesteś?! Pragnę Cię spotkać! Nie chcę już więcej wędrować sam.
ks. Bartłomiej Kopeć |