31 października
czwartek
Urbana, Saturnina, Krzysztofa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Patronka nie tylko położnych

Ocena: 4.88
1812

Stanisława Leszczyńska (1896–1974) kojarzona jest głównie jako ta, która w obozie koncentracyjnym przyjęła 3 tys. porodów i której przy narodzinach nie zmarło ani jedno dziecko i ani jedna matka. Obozowych lekarzy rozwścieczał też brak komplikacji okołoporodowych, od których nie były wolne sterylne niemieckie szpitale. Na sztubie położniczej, gdzie jej poprzedniczki topiły żydowskie noworodki, sprzeciwiła się zbrodniczemu procederowi i pomagała wszystkim rodzącym – niezależnie od ich narodowości, wyznania czy stanu zdrowia. Dzieci „rokujące rasowo”, przeznaczone do adopcji przez niemieckie rodziny, tatuowała kropką na nadgarstku lub pod kolanem – kilkanaściorgu udało się dzięki temu wrócić po wojnie do polskich matek.

– Stanisława Leszczyńska sprawiała, że w tak nieludzkim miejscu, jak obóz, kobiety doświadczały troski i szacunku. Od niej nauczyłam się okazywać go rodzącym – mówi Urszula Tataj-Puzyna, położna ze szpitala św. Zofii w Warszawie. – Jej odwaga pomaga mi też podejmować niepopularne decyzje, za które ryzykuję jedynie utratę stanowiska; ona ryzykowała życie. Inaczej niż my, bojący się oceny innych, robiła swoje, modląc się. Myślę, że to maksyma „ora et labora” pozwoliła jej – mimo przeżyć obozowych – po wojnie wrócić do pracy w szpitalu.

 


MATKA MATEK

Jak przedstawia ją w książce „Położna” jej krewna Maria Stachurska, Stanisława Leszczyńska była zbyt łagodna, by w obozie hardo odrzec dr. Mengelemu: „Nie, nigdy nie wolno zabijać dzieci”. Te słowa posłużyły jej za tytuł spisanych na emeryturze wojennych wspomnień. Lekarzowi, który upierał się przy uśmiercaniu żydowskich noworodków, powiedziała, że zbytnio szanuje złożoną przez niego przysięgę Hipokratesa, by ją łamać. Synowi Bronkowi w nagrodę za świetny dyplom lekarski ofiarowała cytrę, ale i ostrzegła go, że jeśli kiedykolwiek dopuściłby się aborcji, przestałby być jej synem. W „Raporcie położnej” pisała: „Jeżeli w mej Ojczyźnie – mimo smutnego z czasów wojny doświadczenia – miałyby dojrzewać tendencje przeciw życiu, to wierzę w głos wszystkich położnych, wszystkich uczciwych matek i ojców, wszystkich uczciwych obywateli, w obronie życia i praw dziecka”.

To właśnie ona była wzorem dla wielu położnych, które zaczynały pracę w czasach aborcji na życzenie. – Wierzę, że dziś także sprzeciwiłaby się kwestionowaniu wartości życia nienarodzonych, chorych, niepełnosprawnych, niedołężnych – mówi Agnieszka Piątkowska, położna z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, świadek w procesie beatyfikacyjnym Stanisławy Leszczyńskiej. – Na moim oddziale intensywnej terapii noworodka często spotykam się ze śmiercią dzieci; ona zawsze jest tragedią i nie ma znaczenia, czy dochodzi do niej, gdy dziecko jest w łonie matki, czy też już po jego narodzinach.

Niemiecka polityka rasowa popularyzowała aborcję i sterylizację wśród Polaków i Żydów, a potem także Rosjan, by rodziło się ich jak najmniej. Propagowano sztuczne poronienia, kazano kształcić w tym kierunku położne, upowszechniano środki do sterylizacji. – Dziś, zgadzając się na takie rozwiązania, bezrefleksyjnie fundujemy to sobie sami – mówi Nikoletta Broda, położna z powiatowego szpitala w Otwocku.

 


ZAWSZE CUD

Możliwe, że na wybór drogi zawodowej Stanisławy Leszczyńskiej wpłynął poród jej mamy na statku do Brazylii, gdzie rodzina dwunastoletniej Stasi emigrowała w poszukiwaniu lepszego życia. W czasach, gdy poród był tematem tabu, udało jej się zostać w kajucie rodzącej. Podobnie jak dwie pozostałe, przypadkowe kobiety, działała intuicyjnie. O ile one zajęły się sferą fizjologiczną, o tyle Stasia próbowała mamę podnieść na duchu, szepcząc jej do ucha modlitwy.

Urszula Tataj-Puzyna stara się łączyć w życiu zawodowym sferę biologiczną z duchową, by doświadczenia porodu nie spłycać do techniki. Nikoletta Broda wspomina poród kobiety wyznania mojżeszowego. – Jej mąż modlił się półgłosem, a po porodzie szeptał modlitwy żonie i dziecku. To był omodlony, a dzięki temu spokojny poród rodziców świadomych wagi wydarzenia – mówi położna.

Małgorzata Babińska ze szpitala powiatowego w Otwocku zawsze w czasie porodu w myślach oddaje Bogu dziecko i jego rodziców. – Jeśli u mamy i taty widzę emblematy wiary, proponuję im wspólną modlitwę; jeśli nie, modlę się po cichu – mówi. Na oddziale intensywnej terapii, gdzie balansuje się na granicy życia i śmierci, modlitwa ma szczególne znaczenie. – Kiedy mam wbić wenflon w skórę jak pergamin, przez którą prześwitują naczynia krwionośne cienkie jak niteczki, proszę: „Boże, poprowadź dobrze moją rękę” – mówi Agnieszka Piątkowska. – Modlitwa przypomina mi, że nie jestem wszechmocna i że nawet to, co potrafię, dostałam „z góry”. Dzięki tej świadomości wiem, Komu polecać trudne sytuacje.

Po narodzinach siostrzyczki na statku to dwunastoletnia Stasia się nią zajęła. Po raz pierwszy widziała wtedy i trzymała na rękach noworodka, jeszcze umazanego wodami płodowymi, pomarszczonego, z zamkniętymi oczami. Jej dzieci Sylwia i Bronek wspominali, że do końca życia każde nowo narodzone dziecko było dla niej cudem świata. – Nawet dla doświadczonej położnej każde nowe życie jest piękne – przyznaje Izabela Trawczyńska z Centrum Zdrowia Matki Polki. – Jak tylko widzę podczas porodu główkę dziecka, zachęcam kobietę do jej dotknięcia. Dreszcz emocji przechodzi i przeze mnie, i przez mamę, dodatkowo motywując ją do wysiłku.

 


SŁUŻBA CZY OCHRONA

Po małej maturze Stanisława wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci i postanowiła dokształcić się w Miejskiej Szkole Położnych w Warszawie, gdzie dojeżdżała z Łodzi. Z zajęć dyrektora Jasielewicza wyniosła przeświadczenie, że służy jednocześnie dwojgu pacjentom: matce i dziecku. Po pierwsze, że ma im nie szkodzić, po drugie, że „świętą rzeczą jest chory”, po trzecie – że „chorej wszystko oddać mamy”.

Już jakiś czas temu „służbę zdrowia” przemianowano u nas na „ochronę zdrowia”. – Niektórzy medycy boją się, że określanie ich pracy mianem służby odrze ich z szacunku – przyznaje Agnieszka Piątkowska. – A ten przecież zyskuje się poprzez działanie na korzyść pacjenta, czyli służbę.

– Dziś coraz częściej mówi się o „trudnej” czy „roszczeniowej” rodzącej – mówi Urszula Tataj-Puzyna. – Położnym brakuje czasu, by wejść w relację z tą „trudną” rodzącą, która okazuje się wystraszona i zestresowana, a nie „trudna”.

Izabela Trawczyńska kieruje się w pracy mottem: „Pomagaj tak, jakbyś chciała, żeby tobie pomagano”. – Empatia nie może być jednym z obowiązków służbowych – twierdzi. Agnieszka Piątkowska przyznaje, że choć sama jest położną, przy swoich porodach także potrzebowała położnej. – Ona daje poczucie bezpieczeństwa i bycia zaopiekowanym – przekonuje.

Stanisława Leszczyńska wysoko postawiła sobie poprzeczkę – zdawszy egzamin, podziękowała Matce Bożej i przyrzekła Jej, że jeśli straci choć jedno dziecko, zaprzestanie praktyki. Przez 38 lat nie straciła, jednak naśladujące ją położne wyobrażają sobie, że w takiej sytuacji zapewne nie płakałaby z kobietą, ale współcierpiała z nią, służąc jej. – Położna ma towarzyszyć rodzicom, spełnić ich oczekiwania, być szczególnie blisko rodzącej i chronić ją przed dodatkowym cierpieniem; zrobić wszystko, by mogła po ludzku urodzić i po ludzku pożegnać dziecko – mówi Urszula Tataj-Puzyna.

 


SPOŁECZNICA I PRZEWODNICZKA

Stanisława Leszczyńska za zasadną przy narodzinach dziecka uznawała obecność męża rodzącej, była więc prekursorką porodów rodzinnych. – To mąż, nie doula czy ciotka, jest najlepszym przekaźnikiem woli żony, on najlepiej odczytuje jej emocje – mówi Małgorzata Babińska. Urszula Tataj-Puzyna podkreśla, jak ważne jest przekazanie noworodka w ręce taty. – To znakomity początek budowania ich więzi – mówi.

Stanisława od młodości angażowała się społecznie – z matką podczas I wojny światowej udzielała się w Komitecie Niesienia Pomocy Biednym, w czasie II wojny światowej razem z mężem i dziećmi współpracowała z NSZ, pomagała Żydom w getcie, uciekinierów z niego ukrywali u siebie w domu. Także po wyzwoleniu obozu, zamiast się z niego ewakuować, została z kobietami oczekującymi porodu.

Nikoletcie Brodzie bycie położną ułatwia angażowanie się w akcje wspierające zdrowie matek i dzieci, a stałe dokształcanie traktuje jako służbę drugiemu człowiekowi. – Wojna na Ukrainie pokazała, że choć pracujemy zarobkowo, to w pomoc potrzebującym zza wschodniej granicy uciekinierom wiele z nas angażuje się z potrzeby serca.

Stanisława Leszczyńska jest w drodze na ołtarze i choć ma swoje ulice w Oświęcimiu i Łodzi, a jej wizerunek zdobi złożony w 1982 r. przez położne na Jasnej Górzec Kielich Życia i Przemiany Narodu, wydaje się jeszcze nie dość uhonorowana. Położne są zgodne, że najlepszą formą upamiętniania jest stawianie jej za wzór młodym pokoleniom, nie tylko położnych. – Dziś, gdy wiele osób zmaga się z depresją, to Stanisława Leszczyńska jest wzorem postawy w trudnych życiowych sytuacjach – mówi Urszula Tataj-Puzyna. – Gdy z jej postacią spotkałam się w szkole położniczej w latach 80., była dla mnie postacią historyczną, teraz jest moją przewodniczką.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na UW, dziennikarka, autorka książek o tematyce rodzinnej i historycznej


monika.odrobinska@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 31 października

Czwartek, XXX Tydzień zwykły
Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie i chwała na wysokościach.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 13, 31-35
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna za zmarłych cierpiących w czyśćcu

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter