Z bp. Michałem Janochą, historykiem sztuki, rozmawia Michał Komorek
Księże Biskupie, proszę powiedzieć: co to jest mirra?
To substancja żywiczna, którą pozyskuje się z drzewa balsamowego. Ma bardzo piękny zapach, ale gorzki smak. Używana była jako środek lecznicy, jeszcze dziś dodaje się ją do różnych maści. Na Bliskim Wschodzie w czasach starożytnych wykorzystywało się ją głównie do balsamowania zwłok.
A kadzidło?
To wonna substancja, mieszanina żywicy, przede wszystkim pozyskiwanej z drzew z rodzaju kadzidłowców, ale nie tylko. Do kadzidła dodawano cząstki innych roślin aromatycznych. Po wysuszeniu ta mieszanina przy spalaniu wydziela piękny zapach. Używa jej się w wielu religiach w celach kultycznych. W judaizmie i w chrześcijaństwie dym unoszący się z kadzielnicy ku niebu symbolizuje modlitwę zanoszoną przez wiernych przed oblicze Boga.
Nie pytam, co to jest złoto. Wiadomo, pieniądze zawsze się przydadzą, zwłaszcza jak jest małe dziecko w domu. Ale po co Dziecku mirra i kadzidło?
Akurat nie chodzi tu o pieniądze, więc szkoda, że Pan nie zapytał. Złoto ma tu zupełnie inne znaczenie. Jest darem ziemi, a patrząc od strony religijnej – darem Bożym ukrytym w ziemi. Ten dar nie tylko był cennym kruszcem używanym do wyrobu monet, ale przede wszystkim symbolizował władzę, zarówno świecką, jak i boską.
Mirra i kadzidło nie wydają się jednak trafionym prezentem dla noworodka?
Historia o trzech mędrcach opowiada o wydarzeniu, które ma wiele pokładów symbolicznych. Jednym z nich są właśnie dary: złoto jest symbolem władcy nieba i ziemi, kadzidło wyraża boskość Chrystusa, a mirra zapowiada Jego męczeńską śmierć. Te trzy przedmioty mają więc przede wszystkim funkcję symboliczną, wyrażają prawdę o Obdarowanym, mówią, kim jest to Dziecko, które na końcu wędrówki spotykają mędrcy.
Jeżeli dary to symbole, to może cała ta historia jest przypowieścią, jedną z takich, jakimi Jezus posługiwał się w Ewangeliach?
O mędrcach ze Wschodu opowiada jedynie Ewangelia św. Mateusza. Toczone są spory o historyczność tego wydarzenia. Osobiście jestem przekonany, że takie wydarzenie miało miejsce.
Chciałbym zwrócić uwagę, że Ewangelia nigdzie nie mówi o trzech królach. Ani o trzech, ani o królach. Mówi o mędrcach ze Wschodu (po grecku magoi apo anatolón). To byli przedstawiciele wielkiej kultury Orientu, przypuszczalnie Asyrii lub Babilonii. Ich liczba nie była określona. Syryjczycy doliczali się ich trzynastu. Pierwszym, który zasugerował, że było ich trzech, na podstawie trzech przyniesionych darów, był chyba Orygenes. Nieco później, zapewne w czasach Cezarego z Arles, czyli w VI w., nazwano ich królami. Stało się to pod wpływem interpretacji mesjańskiego Psalmu 72, który mówi o królach z Tarszisz, Szeby i Saby, którzy przynoszą Bogu dary. Ten psalm do dziś śpiewany jest podczas liturgii Objawienia Pańskiego. Tak więc od tego czasu królowie idą do Króla. Wreszcie w IX w. pojawiają się ich imiona, zresztą w różnych redakcjach.
Niezależnie od tego, jaka jest prawda historyczna, trzeba zauważyć, że za historią o mędrcach stoi głęboka prawda metafizyczna. To wielka opowieść o drodze człowieka do Boga. Wędrówka magów wymagała wpatrywania się w niebo. Inaczej nie zobaczyliby gwiazdy, która ich poprowadziła. Wymagała też znajomości świętych ksiąg – bez tej wiedzy nie byliby w stanie zinterpretować znaku, który ujrzeli na niebie. Wreszcie ich wyprawa wymagała opuszczenia świata, w którym byli zakorzenieni – w ich wypadku to była prawdopodobnie Mezopotamia, może Persja – i pójścia w nieznane. Dla mnie to wspaniała metafora drogi wiary: podążania za jedną gwiazdą, spośród miliarda innych gwiazd na niebie. I wierności tej gwieździe, która prowadzi do największego odkrycia w dziejach ludzkości – do spotkania z Jezusem.
Proszę też zwrócić uwagę, że to, co zobaczyli mędrcy na końcu swojej wędrówki, było czymś absolutnie zwyczajnym. Nasza tradycja połączyła odwiedziny magów z historią o narodzinach Jezusa w stajence, choć prawdopodobnie to wydarzenie miało miejsce znacznie później, już po powrocie do Nazaretu. W małym miasteczku, w ubogim domu magowie spotkali młodą kobietę z dzieckiem na ręku – widok wzruszający, ale absolutnie zwyczajny. Odkrycie, że w tym Dzieciątku jest zapowiadany przez żydowskich proroków władca i Mesjasz całego świata, a w tej Kobiecie – Matka Boga, wymagało spojrzenia wiary. Dlatego jest to opowieść egzystencjalna o drodze poznania Boga.
To historia przebogata w znaczenia. W Ewangelii równie ważne jest to, co nienapisane. „Oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: »Gdzie jest nowonarodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon«” (Mt, 2 2). „Ujrzeliśmy” – czas przeszły, to znaczy, że gwiazda w pewnym momencie zgasła. Dlatego mędrcy przychodzą zapytać Heroda. Interpretuję to na sposób egzystencjalny: gwiazda to światło, które nam pokazuje drogę do Boga. Nagle gaśnie, podróżni znajdują się w duchowej nocy, tracą światło, które do tej pory ich prowadziło. I pytają, proszą o pomoc innych – tak postępuje mądry człowiek, kiedy traci orientację w życiu. Potem, kiedy Herod wskaże im właściwy kierunek: Betlejem, gwiazda znowu rozbłyśnie. Jest tu opisana pewna dynamika drogi wiary, która rozpoczyna się od światła, dopuszcza próbę ciemności. Na końcu tej drogi gwiazda na nowo rozbłyska i objawia Chrystusa.
Symbolizm tej historii sprawia, że wielokrotnie pojawia się ona w sztuce. Ma Ksiądz Biskup ulubione przedstawienie tego tematu?
Z przedstawień literackich najbardziej lubię „Podróż trzech króli” Thomasa S. Eliota. Przychodzi mi też do głowy rosyjski film animowany Rożdiestwo („Boże Narodzenie”) w reżyserii Michaiła Ałdaszyna, z muzyką Bacha i Beethovena. To niezwykły, pełen poezji obraz, utkany ze scen biblijnych i apokryficznych. Jest tam urocza opowieść o trzech królach. Film prosty i głęboki, oglądałem kilkadziesiąt razy. Łatwo go znaleźć w internecie.
Ale może wróćmy do początków. Pojawienie się tego motywu w sztuce wiąże się ze świętem Epifanii obchodzonym w pierwszym Kościele. Epifania, czyli objawienie się Boga w Jezusie Chrystusie, to była uroczystość, która łączyła trzy biblijne objawienia bóstwa Chrystusa: pokłon mędrców, chrzest w Jordanie i cud na weselu w Kanie Galilejskiej. Dosyć szybko scena pokłonu mędrców zostaje w ikonografii połączona ze scenerią Bożego Narodzenia. Stąd dziś mamy mędrców, którzy razem z pasterzami przychodzą do żłóbka, chociaż historycznie nie jest to zgodne z prawdą. Pokażę panu ikonę, żebyśmy widzieli, o czym mówimy.
Proszę ją opisać czytelnikom.
Tutaj mamy Boże Narodzenie, w centrum jest więc Dzieciątko w grocie, usytuowanej pośrodku wysokiej góry, bo tutaj niebo łączy się z ziemią. Jaskinia jest czarna, co symbolizuje śmierć, pieluszki Nowonarodzonego są całunem, a żłóbek to sarkofag. Ikona zawsze wyraża jakąś teologiczną prawdę – tutaj pokazuje nam, że Dziecko, przychodząc na ten świat, wchodzi w śmierć. Maryja ukazana jest w maforionie (welonie) z trzema gwiazdkami, jest bowiem Dziewicą przed, w czasie i po narodzeniu Chrystusa. Leży na purpurowym posłaniu, bo Jezus jest Królem. Ta scena nie ma w sobie żadnej czułości, Matka jest odwrócona od Dzieciątka i opiera głowę na ramieniu. Tak będzie pokazywana w scenie ukrzyżowania – to gest wyrażający ból i smutek. Przy żłóbku wół i osioł, o których milczy Ewangelia, ale mówi Izajasz na początku swojej księgi. Wół symbolizuje Stary Testament, który właśnie się kończy. Osioł to Nowy Testament, który właśnie się zaczyna. Wół oznacza naród izraelski, osioł – narody pogańskie. Choć cała ikona wydaje się bardzo radosna, zapowiada cierpienie, jakie czeka na Zbawiciela i Jego Matkę. Podobnie św. Józef, w dole obrazu. Siedzi zatroskany, nie rozumie tego, co się dzieje. Niektórzy mówią, że postać, która do niego przychodzi, to szatan, który mu szepce: „Oddal swą małżonkę, która cię zdradziła”.
Na górze, nad grotą, jest gwiazda. Wskazuje drogę z jednej strony pasterzom, a z drugiej mędrcom. Pasterze reprezentują naród żydowski, mędrcy – pogan. Pasterze to przedstawiciele ludzi prostych, mędrcy – uczonych. Królowie jadą na koniach, na głowach mają zakończone kidariasem (szpicem) okrągłe czapki frygijskie – symbol proroków. Są reprezentantami trzech pokoleń, czyli wszystkich ludów, które były są i będą do skończenia świata. Ikona wyraża uniwersalizm posłania Jezusa. Zbawiciel jest posłany do wszystkich pokoleń i do wszystkich grup społecznych – magowie to przecież elita ówczesnego świata, a pasterze to prostaczkowie.
Mówiliśmy o podróży mędrców: tej ewangelicznej i tej przez sztukę. A podróż historyczna, która zaprowadziła ich do Europy?
Ojczyzną mędrców jest Bliski Wschód. Jeszcze w XIII w. Marco Polo w „Opisaniu świata” opowiada o wizycie przy grobie magów, który miał się znajdować w perskim mieście Savah. W jaki sposób relikwie znalazły się w Mediolanie – nie wiadomo. Fryderyk Barbarossa, po zdobyciu Mediolanu w 1164 r., zabrał relikwie do Kolonii, gdzie przechowywane są do dzisiaj. Mikołaj z Verdun wykonał dla nich wspaniały relikwiarz, arcydzieło średniowiecznego złotnictwa.
Od tego czasu na Zachodzie rozwija się kult trzech króli. W renesansowej Florencji przybrał on postać gigantycznych procesji z udziałem książąt oraz przedstawicieli wszystkich stanów społecznych. Ta wspaniała tradycja odradza się na naszych oczach. Mam na myśli oczywiście Orszak Trzech Króli. Staram się co roku brać w nim w Warszawie udział. Tłum ludzi zmierza, aby pokłonić się Nowonarodzonemu. Wszyscy noszą na głowach korony, nie tylko trzej królowie. Stoi za tym przepiękna i głęboka teologiczna myśl: Chrystus przyszedł na świat w uniżeniu, aby uczynić nas królami! A kto jest królem? Ten, kto ustąpi Dzieciątku tron swojego serca, ten, którego dusza króluje nad ciałem. Autor pięknej kolędy „W żłobie leży” w usta Chrystusa wkłada słowa: „Miłość moja to sprawiła,/że człowieka wywyższyła/pod nieba empirejskie!”.