Odzwyczajeni jednak od pytań, zwykle zapraszani przez dziennikarzy jedynie na miłe pogawędki, politycy rządzącej partii gubią się na sprawach najprostszych. Nie wiedzą, w jakiej są partii, oprócz tego, że nazywa się PO, nie znają jej programu, nie obchodzi ich, czy są za czy przeciw in vitro, za wyższymi podatkami czy przeciw nim. Jedyne, co się liczy, to pozycja, oczywiście własna. O tym, że to szerszy problem i że dotyczy każdej partii, świadczą choćby głośne polityczne transfery. Na oczach zdumionej publiczności co i rusz w świetle reflektorów jakiś polityk opuszcza partię X i przechodzi do partii Y, choć do tej pory partię Y najzajadlej krytykował. I choć partia Y programowo różni się bardzo od partii X. Ale co tam program! Ważne jest dobre towarzystwo – tak swoje przejście do PO komentowała posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska. Albo dobre stanowisko – patrz minister Radosław Sikorski.
Na tym tle postawa Jarosława Gowina jawi się jednak jako coś wyjątkowego. Były minister sprawiedliwości pokazuje, że w polityce liczy się jednak też coś innego. Liczą się idee i wartości. I że nie wolno o nich zapominać, choć robią tak wszyscy wokół. Owszem, można mieć do Gowina pretensje, że jednak nie przeszkadzało mu tkwienie w bezideowej partii. Można mu zarzucać karierowiczostwo, szukać w jego postawie drugiego, a nawet trzeciego dna. Nie można mu jednak odmówić, że w odróżnieniu od innych o coś mu w polityce chodzi. To coś to nie tylko wygodny stołek.
Bez względu na to, jak szczere są to intencje i czy Gowin walczy o to samo co wszyscy, tylko po prostu metody wybrał inne, liczy się to, że na polityczny rynek wprowadzono znów idee i wartości po latach przekonywania, że liczy się tylko ta, przysłowiowa już, „ciepła woda w kranach”. A skoro je wprowadzono, to zapewne dlatego, że dostrzeżono na nie popyt. I to jest największa zmiana na politycznym rynku od lat. Zmiana, która daje nadzieję. Cóż, jeśli nawet naiwną.
Dorota Gawryluk |