Ja sama wysłałam do ministerstwa ok. 50 uwag – dodam, że podręcznik ma 90 stron. Pewna gazeta zatrudniła ekspertów, którzy znaleźli 200 poważnych błędów. Przy takich liczbach najsensowniej byłoby napisać elementarz od nowa, dając sobie na to jeszcze co najmniej rok. Rzeczniczka ministerstwa zapewniła mnie jednak, że od września dzieci uczyć się będą właśnie z tego „ele-miele-gniota”. Czyli opinie pójdą do kosza?
Podręcznik jest na poziomie cztetrolatka. Tylko czekać, jak MEN odpowie ten zarzut: a widzicie, baliście się, że sześciolatki nie dadzą rady w szkole.
W podręczniku wyraźna jest dysproporcja między działami: polonistycznym, matematycznym, przyrodniczym, artystycznym i społecznym. Przy czym za edukację matematyczną autorka uznaje np. pytanie: „Ile osób może jechać na jednym rowerze?”, każe dzieciom pokazać cyfrę 2 na paluszkach (w tym wieku?!), a cyfrę 1 pisać z zamkniętymi oczami. Po co? Jako przykład poziomu edukacji przyrodniczej niech posłużą rysunki wiewiórek… do których dzieci mają wymyślić działanie matematyczne. A oto edukacja polonistyczna: „Tola ma tablet”. A co, jeśli Krysia nie ma? I po co wprowadzać słowo zapożyczone, w dodatku sprawiające trudności przy odmianie? Jak autorka zapoznaje dzieci z literą ó: „W różnych wyrazach usłyszymy głoskę u. Zapisujemy ją tak: U lub tak: Ó, Jeśli nie wiesz, jak zapisać, pytaj”.
Pytaj i pytaj: „Dowiedzcie się, co to znaczy «pojazd uprzywilejowany»”, „Poszukajcie informacji o tym, dlaczego balony unoszą się w powietrzu”, „Dowiedzcie się, na czym polega praca rolnika”. Gdzie dzieci mają szukać tych informacji – w bibliotece, w internecie? A może mają zapytać nauczycielkę? To kto ma kogo uczyć – podręcznik ucznia czy uczeń nauczycielkę?
Jeśli nauczyciele będą bazować tylko na tym podręczniku, przekażą dzieciom powierzchowną i wyrywkową wiedzę. Zapłacimy albo za kserowanie lepszych podręczników, albo za późniejsze korepetycje. Tak czy siak, bezpłatny podręcznik to iluzja.
Choć czas na ocenianie podręcznika się skończył, ja będę bombardować MEN do skutku: nie zgadzam się na taki kształt podręcznika i oczekuję, że zostanie mu poświęcony czas odmierzany nie kalendarzem wyborczym, ale dobrem dzieci. Do czego i Państwa zachęcam.
Monika Odrobińska |