Kościelne instytucje oraz osoby duchowne to podatnicy, którzy mają konkretny wkład w budżet państwa. - mówi ks. dr. hab. Paweł Kaleta, prof. KUL, w rozmowie z Agnieszką M. Domańską
Niektórzy twierdzą, że rezygnacja z wydatków na Kościół przyniosłaby duże oszczędności w budżecie państwa. Czy to prawda?
Już samo stwierdzenie o „wydatkach na Kościół” brzmi przewrotnie i trudno się z nim zgodzić. Na początku trzeba ustalić, o jakiej działalności Kościoła mówimy: duszpasterskiej (religijnej), charytatywno-opiekuńczej czy też wychowawczo-edukacyjnej prowadzonej przez kościelne osoby prawne. W pierwszym przypadku wierni składają dobrowolne ofiary i darowizny, które reguluje kodeks cywilny i ordynacja podatkowa. Dzięki nim możliwe jest codzienne funkcjonowanie parafii. W świetle prawa państwo polskie współcześnie nie finansuje duszpasterskiej działalności ani Kościoła katolickiego, ani żadnej innej grupy wyznaniowej.
Co w przypadku działalności charytatywnej?
Jeśli chodzi o działalność charytatywno-opiekuńczą, środki finansowe na jej prowadzenie pochodzą z jej własnego majątku, zbiórek organizowanych przez Kościół, a także subwencji państwowych. Należy jednak mocno podkreślić, że państwo nie finansuje działalności charytatywno-opiekuńczej, ale dofinansowuje taką działalność, jeśli podmiot kościelny wystąpi do otwartego konkursu z zachowaniem uczciwej i wolnej konkurencji. Podmiot kościelny ma obowiązek spełnić te same warunki, co inni ubiegający się o takie dofinansowanie. Nie ma żadnej taryfy ulgowej.
Prowadzone przez Kościół organizacje charytatywne, takie jak Caritas, fundacje, hospicja, inne ośrodki, inaczej mówiąc: kościelne osoby prawne, są zrównane pod względem prawnym z analogiczną działalnością prowadzoną przez instytucje państwowe. Stanowi o tym art. 22 ust. 1 konkordatu zawartego między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską. Kościelne podmioty działalności charytatywno-opiekuńczej realizują te same cele, co tego typu instytucje państwowe. Dlatego wszystkie tego rodzaju instytucje pod względem prawnym traktowane są na równi, niezależnie od tego, czy odpowiedzialność ponosi za nie państwo, Kościół katolicki czy też inna grupa wyznaniowa.
Nie mamy więc tutaj do czynienia z finansowaniem Kościoła, ale z dofinansowaniem instytucji charytatywno-opiekuńczej prowadzonej przez kościelne jednostki organizacyjne.
A jak wygląda sprawa finansowania lekcji religii w szkołach?
Nauczanie religii jest jednym z elementów kultury europejskiej. W Polsce nauka religii w szkołach i przedszkolach wynika z ochrony prawa rodziców do religijnego i moralnego wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami (art. 53 ust. 3 Konstytucji RP). Nauczyciele religii (osoby duchowne i świeckie) na podstawie umowy o pracę otrzymują wynagrodzenie zgodnie z art. 5a ust. 3 ustawy o systemie oświaty. Finansowanie działalności katechetycznej dokonuje się zatem ze środków publicznych przeznaczonych na realizację zadań oświatowych szkół i przedszkoli. Podkreślmy, że fundusze te nie trafiają do jakiejś wspólnej kasy Kościoła katolickiego czy innej grupy wyznaniowej. Wynagrodzenia za pracę stanowią dochody wyłącznie nauczycieli religii, są oni bowiem pełnoprawnymi i równoprawnymi nauczycielami w zakresie zadań przewidzianych dla nich przez system oświaty.
W ostatnich latach wzrasta kwota tzw. Funduszu Kościelnego, w 2020 r. wyniósł on ponad 180 mln zł. Co to za środki?
Należy podkreślić, że Fundusz Kościelny we właściwym znaczeniu nadal nie powstał, mimo że art. 8 ustawy o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki wyraźnie o tym stanowi. Przejętych w okresie PRL dóbr kościelnych jak dotąd nie zewidencjonowano, mimo wyraźnie sformułowanego w ustawie obowiązku, i nie oszacowano, jakie przynoszą dochody, które miały zasilać Fundusz Kościelny. W rzeczywistości stanowi on wyodrębnioną część budżetu państwa i ma niewiele wspólnego z ustawą założycielską i pierwotną ideą.
Fundusz został powołany na podstawie ustawy z 1950 r. Obecnie jest nierozliczonym reliktem przeszłości, który miał być narzędziem do walki z Kościołem. Z dokumentów zachowanych w Archiwum Akt Nowych wynika, że w poprzednim ustroju środki te pokrywały m.in. koszt wydawania książek i broszur oczerniających Kościół, uposażenie naukowców wspierających antykościelną politykę PRL czy koszty podróży pracowników Urzędu ds. Wyznań i nagrody dla nich.