Śpiewa o rzezi wołyńskiej i Katyniu, o Kościuszce i Piłsudskim. Pisze o wartości Dekalogu i zagrożeniach gender. Lech Makowiecki – artysta zaangażowany.
Jego utwory cieszą się ogromną popularnością, także wśród młodzieży. Milionowe wejścia w internecie miały ballady „Katyń 1940” i „Ostatni nabój”, setki tysięcy – pieśni o bohaterach legionów i o rotmistrzu Pileckim, „Quo vadis, Polonia?” o żołnierzach września, „Czterdziesty czwarty”o powstaniu warszawskim, „Klasztor” o Monte Casino.
– Słucham go od lat. Wciąż jestem pod wrażeniem, w jaki sposób potrafi opowiedzieć o Polsce, o naszej historii i o nas samych. Za piosenki i wiersze jestem mu bardzo wdzięczny. Trudno mi wyobrazić sobie, by mogło kiedyś zabraknąć jego mądrości – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN, znany z poszukiwań szczątków polskich bohaterów na „łączkach” nie tylko w stolicy.
MON przed rokiem nagrodził Lecha Makowieckiego Odznaką Honorową Kustosza Tradycji, Chwały i Sławy Oręża Polskiego, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – srebrnym medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Wcześniej otrzymał nagrodę Fundacji Patriotycznej Jana Pietrzaka „Żeby Polska Była Polską”, a ostatnio, od premiera Mateusza Morawieckiego, medal Stulecia Niepodległej.
Dla środowisk liberalno-lewicowych stał się artystą niewygodnym. Kiedy w jednej ze szkół nauczycielka odtworzyła utwór „Rok 966”, gdzie padają słowa „genderowe dno”, rozpętała się przeciwko niej medialna burza. Redakcja „Gazety Wyborczej” zwróciła się do dyrekcji szkoły i burmistrza Sycowa o ustosunkowanie się do sprawy. Powiadomiono kuratorium oświaty.
Z politechniki na scenę
Początkowo muzyka była jego hobby, podobnie jak sporty wodne i walki. Urodził się w Rypinie, jako nastolatek nurkował, pływał na żaglówkach, zdobył stopień sternika jachtowego. – Chciałem konstruować okręty, dostałem się na Politechnikę Gdańską – opowiada. W czasie studiów współpracował z Rudim Schubertem, znanym artystą kabaretowym. Rozpoczęły się występy festiwalowe, łącznie z tym najważniejszym: krakowskim Festiwalem Piosenki Studenckiej. Jako lider zespołu Babsztyl (230 tys. sprzedanych płyt) Lech Makowiecki zaliczył większość najważniejszych młodzieżowych, studenckich i ogólnopolskich festiwali, od Opola po Piknik Country w Mrągowie. Wracał z nagrodami i wyróżnieniami.
Kiedy w 1978 r. obronił tytuł magistra inżyniera, zrozumiał, że to nie ten dyplom będzie mu potrzebny. W tamtym jednak czasie bez certyfikatu nie można było wykonywać zawodu muzyka. – Pamiętam „egzamin na piosenkarza”. Profesor Aleksander Bardini na czele piętnastoosobowej komisji przesłuchiwał młodych adeptów. Spojrzał w moje papiery: „Panie inżynierze, a czego pan tu szuka między artystami?”. „Panie profesorze, żadna praca nie hańbi” – odpowiedziałem nieco frywolnie. Mimo to udało mi się jakoś wybronić i dostałem „glejt” na bycie artystą – wspomina Lech Makowiecki.
Zaczął nagrywać programy telewizyjne. Od 35 lat śpiewa z żoną Bożeną w zespole country folk Zayazd. – Widziałem, że niektóre z moich utworów, jak „Katyń”, „Wołyń”, „Obudź się, Polsko”, wywołują łzy u słuchaczy. Doświadczyłem, jak ogromną moc oddziaływania może mieć piosenka. Poczułem, że bezsensowna jest sztuka, która tylko bawi, bo sztuka powinna wzruszać i poruszać. Przecież pieśni takie jak „My, pierwsza brygada” dodawały żołnierzom wiary i siły, że mogli wygrywać bitwy i odzyskać wolność – mówi.
Uznał, że także teraz pieśni patriotyczne mogłyby pomagać w wychowywaniu młodzieży. – Ostatnie 30 lat tzw. wolnej Polski znacznie bardziej zdemoralizowało polską młodzież, niż 123 lata zaborów, niemiecka okupacja czy pół wieku komuny – zauważa. – W latach 1979-1981 uczyłem przedmiotów zawodowych w Technikum Budowy Okrętów „Conradinum”. Zrozumiałem wtedy, że młodzież mamy kapitalną, trzeba jej tylko dobrze przedstawiać historię: nie przez wkuwanie dat, ale tak, by przeszłość ukazać w sposób atrakcyjny – wtedy wiedza sama wchodzi do głowy. Pomyślałem, że jeśli będę posługiwał się wierszem, piosenką, teledyskiem, oddziaływanie będzie dużo mocniejsze.