Do tych czasów w specyficzny sposób nawiązują autorzy nowego polskiego filmu „Yuma”. Młody i przystojny Zyga po 1989 roku wpada na pomysł, aby z pomocą dwóch prymitywnych kumpli okradać niemieckie sklepy i sprzedawać towar w swoim miasteczku. Z czasem proceder nabiera rozmachu. Jednak po paru latach chłopcy wpadają w sidła działającej nad Odrą rosyjskiej mafii (?!) i niemieckiej policji. Jedni źle kończą, natomiast Zyga odnajduje swą życiową drogę.
Ważniejszy od ukazania kryminalnej działalności wydaje się w filmie sugestywny obraz małomiasteczkowej polskiej społeczności. Trudno sobie nawet wyobrazić bardziej prymitywną ludzką zbieraninę jak w filmie „Yuma”. Wszystkie postacie zostały tu pokazane w sposób wyjątkowo odstręczający i uwłaczający ludzkiej godności. Powszechnie tolerowane złodziejstwo – na tle afiszowania się z religijnością – łączy się tu z chamstwem, pazernością i amoralnością. Autorzy „Yumy”, podobnie jak wielu innych naszych filmowców, rozkoszują się wprost ukazywaniem Polaków jako jakichś podludzi przeciwstawianych kulturalnym Niemcom. Gorsza od nich jest tylko rosyjska mafia.
Film Mularuka, reżysera i producenta, wpisuje się więc w aktualną atmosferę pewnego rodzaju antypolskiej kulturowej wojny. Przywołane fakty nie mają tu wiele do rzeczy, wszystko polega bowiem na odpowiednim ich ukazaniu. A już zupełnie niedorzeczne wydaje się przywołanie w filmie klasycznego westernu „15.10 do Yumy”, będącego przecież afirmacją ludzkiej szlachetności w obliczu zagrożenia.
„Yuma”, Polska/Czechy, 2012.
Reżyseria – Piotr Mularuk.
Wykonawcy: Jakub Gierszał, Krzysztof Skonieczny, Jakub Kamieński, Tomasz Kot, Karolina Chapko, Helena Sujecka i inni.
Dystrybucja – Kino Świat.
Mirosław Winiarczyk |