Obawiam się, że wszystkie protesty są spóźnione. Machiny promocyjnej nie można już zatrzymać. Potwierdza się teza, że propaganda jest najbardziej skuteczna wtedy, kiedy jest niezbyt nachalna, wręcz niewidoczna. Dlatego autorzy i wielbiciele „Idy” przysięgają, że nie jest to film o Holokauście, ale o poszukiwaniu tożsamości, wiary itd. W rzeczywistości widz dopiero pod koniec filmu dostaje obuchem po głowie, dowiadując się o zamordowaniu rodziców Idy przez prymitywnych i chciwych polskich chłopów. Dla widzów zachodnich sprawa jest więc oczywista. W mordowaniu Żydów uczestniczyli Polacy. O Niemcach nie mówi się tu ani słowa. Natomiast kto na Zachodzie wie o mających żydowskie korzenie stalinowskich sprawcach prześladowań patriotów polskich, jak Wolińska czy Brystygierowa? Dlatego ciotka Idy, stalinowska prokurator, jako jedyna postać w filmie, może wzbudzić u widzów odruchy sympatii i współczucia.
Przeciwko „Idzie” (krytycznie pisałem o filmie zaraz po premierze) należało protestować wcześniej. Niestety, nawet wielu publicystów z tzw. pism prawicowych czy katolickich dało się zwieść wcale nie tak oczywistym wartościom artystycznym tego filmu. A dziś pojawiają się głosy (nie będę wymieniał konkretnych mediów), że wprawdzie z „Idą” coś jest nie tak, ale to dobry film. Pomijam w tym kontekście fakt, że w sprawach relacji polsko-żydowskich, polsko-izraelskich i katolicko-żydowskich panuje chaos i zamieszanie.
Mirosław Winiarczyk |