Z Wojciechem Starzyńskim, prezesem Zarządu Fundacji „Rodzice Szkole” i twórcą szkolnictwa społecznego, rozmawia Monika Odrobińska
Beata Szydło przyznała, że mało jest grup społecznych, które tyle osiągnęły w ciągu dwóch lat, co nauczyciele. Zgodzi się Pan z tym?
To, co przede wszystkim się udało, to doprowadzenie do społecznego zrozumienia, że zawód nauczyciela jest zawodem wyjątkowym, a środowisku nauczycielskiemu należy się szacunek i godne wynagrodzenie. Propozycje rządu są dla wielu nauczycieli satysfakcjonujące i uwzględniające realne możliwości budżetu państwa. Trzeba pamiętać, że w ostatnim roku nakłady na oświatę wzrosły o 6,5 mld zł, a początkujący nauczyciele mają jednorazowo dostać 1000 zł na start.
Ryszard Proksa z nauczycielskiej „Solidarności” mówił kilka tygodni temu, że to ochłap…
Nie jest to oszałamiająca kwota, ale to już coś. Takie wsparcie dla najmniej zarabiających jest w wielu krajach i w różnych branżach, nie ma się co na to obrażać. Dalej: minimum 300 zł dodatku za wychowawstwo – dotychczas każdy organ prowadzący sam ustalał tę kwotę, i tak w jednej szkole wychowawca dostawał 500 zł, a w innej 15 zł. Związki zawodowe od dawna zabiegały o to rozwiązanie. Inne rozwiązania to skrócenie stażu do dziewięciu miesięcy i ograniczenie dokumentacji do awansu zawodowego.
Ale i tak najważniejszy jest wzrost zarobków. Ma iść w parze ze wzrostem pensum. Chyba nareszcie?
Pensum polskich nauczycieli jest najniższe w Unii Europejskiej – przy tablicy spędzają średnio 564 godziny rocznie, w Unii – 778 godzin, dlatego wzrost płac o 2100-2500 zł zależeć będzie od wzrostu pensum do 22-24 godzin tygodniowo. Stanie się to do 2023 r. Nauczyciel dyplomowany będzie zarabiał wówczas 7700-8100 zł brutto.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego ZNP i FZZ strajkują dalej?
Władzom obu organizacji związkowych (podkreślam władzom, a nie szeregowym członkom) nie chodzi o dobro nauczycieli, oświaty i uczniów, ale o sianie anarchii, czym wpisują się w politykę opozycji. Sprawa nie dotyczy już interesu jednej grupy społecznej, to już sprawa polityczna, która ma na celu obalenie rządu. Sprawa nauczycieli jest tu tylko narzędziem. Ale to zły środek, bo jeśli te związki będą sytuację eskalować, w końcu nauczyciele stracą zaufanie społeczne. Jak długo rodzice mogą zapewniać dzieciom opiekę: trzy dni, tydzień, miesiąc, trzy miesiące? Bo rząd już więcej zaproponować nie może. Zaniedbania w oświacie narastały dziesięcioleciami, ale oczekiwania są takie, by sytuację uzdrowić w kilka miesięcy.
Pierwszego dnia strajku niektórzy rodzice obnosili się z dziećmi w zakładach pracy i komunikacji miejskiej z hasłem „Twoja pani strajkuje”. Czy zamknięcie placówek oświatowych jest zgodne z prawem?
Nie, szkoła ma obowiązek przyjąć dzieci i jeśli nie zorganizować im lekcji, to przynajmniej opiekę. Jeśli do strajku przystępuje 100 proc. pracowników placówki, dyrektor może zaproponować rodzicom, by przez dzień, dwa na własną rękę zapewnili dzieciom pieczę. Ale nie dłużej, i zawsze w uzgodnieniu z rodzicami.
W uzgodnieniu z rodzicami – to co to za strajk?
Takie jest prawo. Może się nie podobać, ale nie należy go łamać. Rodzice, których dzieci nie zostały przyjęte do placówki, mają prawo złożyć skargę w trybie administracyjnym z tytułu utraty korzyści. Z tym że składać ją muszą zawsze przeciwko dyrekcji, a ta czasem jest Bogu ducha winna. Niedopuszczalna jest w każdym razie sytuacja, w której rodzice raptem dostają informację, że z tytułu strajku szkoła będzie zamknięta.
Niektóre samorządy w czasie, gdy szkoły strajkują, fundują dzieciom i ich rodzicom wejście na basen, do hal sportowych, zoo. Dlaczego za pieniądze innych podatników?
To, jak ma wyglądać organizacja zajęć szkolnych, ujęte jest w prawie oświatowym – nic dodać, nic ująć, tylko stosować. I nie wprowadzać osobnych praw. Bo to jest właśnie łamanie prawa. Tak samo jak nieznajomością prawa wykazują się ci samorządowcy, którzy obiecują nauczycielom 100 proc. wypłaty za czas strajku. Zgodnie z prawem należy im się 80 proc. – jak strajkującym w innych branżach. Takie obietnice to zabieg czysto polityczny.
Wmawia się nam, że strajk jest ogólnopolski. Tymczasem część nauczycieli strajkuje, część pracuje. Czy jesteśmy manipulowani?
Mówienie o strajku wszystkich nauczycieli we wszystkich szkołach w całym kraju to czysta propaganda. Strajkuje mniej niż połowa, a i nie wszyscy ze strajkujących rzeczywiście są entuzjastami strajku. Niemniej nawet ta niespełna połowa społeczności nauczycielskiej to bardzo dużo – na tyle dużo, że wymaga dyskusji. I dyskusja została podjęta. Należy to docenić, a nie bojkotować w nieskończoność.
Jak Pan skomentuje słowa Sławomira Broniarza zwracającego się do uczniów: „Potraktujcie ten czas jako lekcję, jak ubiegać się o prawa swoje i innych”?
Ta sytuacja mogłaby być lekcją obywatelskości, jeśli zmierzałaby do dobra wspólnego. Jeśli szef ZNP sugeruje, że w razie niespełnienia związkowych żądań nauczyciele mają władzę nie promować dzieci do następnej klasy, to namawia ich do działania w roli terrorysty. Jest to więc lekcja ucząca siania anarchii. Sławomirowi Broniarzowi proponuję lekturę wiersza „Potęga smaku” Zbigniewa Herberta.