Teraz więc bardzo wiele zależy od decyzji Sądu Najwyższego. Ale tak czy owak premier Johnson jest w niesłychanie trudnej sytuacji – przy obecnym kształcie Izby Gmin nie jest w stanie przeprowadzić żadnej ustawy ani też nawet doprowadzić do przedterminowych wyborów. Czyli – jest jeszcze większy chaos.
CO NA TO UNIA?
Johnson twierdzi, że ma świetny pomysł na nową umowę z Unią Europejską – i że da się to bardzo szybko wynegocjować. Tyle że jak na razie żadnej konkretnej propozycji nie widać. – Ustawa nie kasuje brexitu ani nie ustanawia drugiego referendum. Na jego podstawie byłoby natomiast możliwe ratyfikowanie umowy o wyjściu z UE z jakimiś dodatkami – powiedziała tygodnikowi „Idziemy” dr hab. Agnieszka Legucka z AFiB Vistula. Jednak jej zdaniem na negocjowanie nowej umowy nie ma czasu, gdyż poprzednie uzgodnienia trwały dwa lata. – Dziś bardzo trudno wyrokować, co będzie, gdyż sytuacja zmienia się z dnia na dzień – podkreśla.
Główny problem w przypadku umowy brytyjsko-unijnej dotyczy tzw. backstopu. W 1998 r. rządy Irlandii i Wielkiej Brytanii zawarły tzw. porozumienie wielkopiątkowe. Zgodnie z jego postanowieniami, między Irlandią i należącą do Wielkiej Brytanii Irlandią Północną zniknęła „twarda granica”. Dziś mieszkańcy obu części wyspy mogą podróżować tak, jak my do Niemiec, Czech czy na Litwę, przechodząc w dowolnym miejscu, choćby przez las, rzekę czy łąki. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE spowoduje, że nawet bez potrzeby posiadania wiz konieczne będą kontrole graniczne w ściśle określonych punktach. To zaś może doprowadzić do wzrostu napięcia i nawet do walki zbrojnej.
Pojawił się więc pomysł, by Irlandia Północna pozostała w unii celnej z Unią Europejską. Tyle że wówczas „twarda granica” przeniosłaby się na Morze Irlandzkie, dzielące Zieloną Wyspę od Anglii, Szkocji i Walii. W efekcie trudniej byłoby pojechać z Belfastu do Londynu niż do Dublina. Backstop przewidywał więc, że tymczasowo cała Wielka Brytania miała pozostawać w unii celnej z UE. Tymczasowo – czyli do końca 2020 r. W międzyczasie miano coś wymyślić. Ale co? I jeszcze jedno – gdyby w tym czasie nie udało się wypracować jakiegoś rozwiązania, to po 2020 r. Brytyjczycy dalej musieliby pozostać w unii celnej z UE. Londyn byłby więc związany z jednolitym rynkiem unijnym, ale nie miałby żadnego wpływu na podejmowanie decyzji przez Brukselę. I to był główny powód odrzucenia umowy, wynegocjowanej przez Theresę May. Ponad stu deputowanych jej partii głosowało przeciwko.
CZEKAJĄC NA POMYSŁ
Brytyjskie media twierdzą, że Johnson szuka porozumienia z Dublinem. Paradoksalnie jest w łatwiejszej sytuacji niż Teresa May. Jej rząd zależał od dziesięciu deputowanych Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP), czyli północnoirlandzkich unionistów, zwolenników ścisłych związków z Londynem. Ale Jonsonowi potrzeba nie dziesięciu, a kilkudziesięciu deputowanych.
Wraca więc pomysł backstopu wyłącznie dla Irlandii Północnej – a temu sprzeciwiała się DUP. Tym niemniej DUP wciąż jest silna na swoim terenie: w lokalnym parlamencie, nazywanym od jego siedziby Stormontem, ma największą frakcję, 28 na 90 posłów. I może się temu sprzeciwić. Są też politycy, także w ramach Partii Konserwatywnej, którzy nie chcą żadnej umowy z Unią, a na pewno tej wynegocjowanej przez panią May. Twierdzą bowiem, że utrzymuje ona zwierzchnictwo prawa europejskiego nad brytyjskim i jurysdykcję Trybunału Sprawiedliwości UE.
Głównymi przeciwnikami wyjścia z UE bez umowy są obecnie brytyjscy biznesmeni. Już teraz gospodarka tego kraju odnotowuje straty: spadły notowania nie tylko funta, ale i wielu brytyjskich firm, a z Londynu ewakuują się międzynarodowe korporacje – spośród około trzystu jedna trzecia przeniosła się już do Dublina. W zeszłym roku ujawniono raport rządowy, zgodnie z którym efektem brexitu ma być ograniczenie wzrostu gospodarczego o 2-8 proc. przez najbliższe 15 lat. Nawet jeśli ostrzeżenia przed możliwymi brakami w żywności i lekach, jeśli nastąpi brexit bez umowy, są przesadzone, to wstrząs dla brytyjskiej gospodarki i dla całego społeczeństwa jest nieunikniony. A niedawno, na żądanie parlamentu, rząd ujawnił dokument na temat Operacji Yelowhammer („Trznadel”), omawiający skutki „twardego brexitu”.
Gabinet Johnsona przewiduje, że skutki te będą dramatyczne. Przewidywalni zazwyczaj i uznawani za logicznych oraz trzeźwo myślących Brytyjczycy są dziś wielką niewiadomą. Nad Tamizą grają wielkie emocje, i decyzje zapadają w oparciu właśnie o nie. Niewykluczona jest daleko idąca zmiana tamtejszej sceny politycznej – ale to musi porwać. Na razie więc trzeba czekać, z nadzieją, że zwycięży rozsądek.