Byłam wtedy na Umschlaplatz, wcześniej zaangażowana w jeden z wątków spotkania. Otóż abp Stanisław Gądecki, na prośbę uratowanej z Holokaustu żydowskiej rodziny z Szwajcarii, uzyskał zgodę Jana Pawła II na edycję – był to dar owej rodziny – obrazków ze słynną dzisiaj modlitwą i z wizerunkiem Jana Pawła II oraz wielkiego rabina Rzymu Elio Toaffa, złączonych uściskiem dłoni. Towarzyszyłam tej rodzinie w spotkaniach na ten temat. Modlitwa „Za naród żydowski” z Umschlagplatz pozostaje nieustanną inspiracją.
Powiedzieć, że spotkanie 11 czerwca było wzruszające, to jakby nic nie powiedzieć. Kiedy – niemłoda już – Berta Turzyńska z Izraela nienaganną – a mieszka w Izraelu od 1957 r. – polszczyzną rozpoczęła opowieść o wojennym losie swojego męża Leona i jego mamy Ewy Traunstein-Turzyńskiej, szmer poszedł po wypełnionej do ostatniego stojącego miejsca sali. Kilkanaście foteli zajmowała w niej wielka piękna rodzina, z dziećmi, kuzynami i wnukami. Przyjechali z Izraela. Ewa i jej synek Leon zostali uratowani przez księży Mikołaja Ferenca i Antoniego Kanię oraz Leokadię i Edmunda Krajewskich.
Berta Turzyńska nie kryła emocji, kiedy mówiła, że po śmierci zamordowanego przez bandę UPA, w styczniu 1944 r., księdza Mikołaja jego dzieło ratowania podjął ksiądz Antoni Kania. Z Markowej k. Stanisławowa zabrał Ewę i Leonka do pobliskiej Nowej Huty, gdzie był nie tylko proboszczem, ale czynnym oficerem Armii Krajowej ps. „Ketlin”. Siostrzeniec księdza Kani, Wacław Ner, rocznik 1927, wciąż silnym głosem opowiadał, jak wuj także jego, już wpisanego przez Niemców na roboty przymusowe nastolatka, ratował przed wywózką. Wacław, odnaleziony przez rodzinę Turzyńskich nie spotkał już chłopczyka, z którym wtedy spędził niejedną chwilę. Leon Turzyński zmarł w 2011 r.
– A ja postanowiłam uczcić jego pamięć w ten nietypowy sposób: przez odszukanie krewnych osób, które uratowały życie mojego męża. Aby zostały uhonorowane najwyższym izraelskim odznaczeniem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” – relacjonowała Berta Turzyńska.
– W Izraelu – podkreślił Zwi Rav-Ner, ambasador tego kraju w Polsce – nie mamy innych odznaczeń. Owszem, są izraelskie odznaczenia wojskowe, ale dla cywilów mamy tylko medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Rzeczą najważniejszą jest uhonorować tych ludzi, bo to jest nasz dług, moralny dług narodu żydowskiego wobec nich. Zwłaszcza w Polsce było wiele osób, które ratowały Żydów i zapłaciło za to swoim życiem, a wielokrotnie także życiem swoich rodzin.
– Zobaczcie wszyscy – powiedziała Berta Turzyńska – ile nas jest. Nasza córka Irys, syn Michael z żoną Marią i pięcioro naszych wnucząt, jest siostra Leona z synami i mój brat z towarzyszką życia. Nie byłoby ich wszystkich, gdyby nie ci piękni ludzie.
– Mój mąż – dodała na koniec – uratował się w kościołach i na plebaniach. I jako inżynier elektryk projektant nadzorował budowę Domus Galilaeae, jedną z największych budowli katolickich w Izraelu [centrum formacyjne Drogi Neokatechumenalnej – przyp. red.]. Na taką końcówkę przemówienia mogły się tylko zerwać huraganowe brawa. Zapewne dla Pana Boga, który jak zwykle schował się za przypadek.
Medale i dyplomy odebrali także krewny s. Kornelii Jankowskiej ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus pod opieką Maryi Wspomożenia Wiernych, zwanych Marylkami i współsiostry s. Serafii Adeli Rosolińskiej. Obie te bezhabitowe zakonnice uratowały w ochronce w Suchedniowie zaledwie 3-letnią Joasię Przygodę, której córka – Karen Kirsten uczestniczyła w uroczystości. O piątym ze „Sprawiedliwych”, ks. Janie Raczkowskim, w czasie wojny wikarym z Otwocka, pisaliśmy dwa tygodnie temu w „Idziemy”: i to dzięki naszej publikacji odnalazła się jego siostrzenica, Teresa Maciejewska. Syn jednej z uratowanych przez księdza, Tomasz Langer, również przybył z całą rodziną. Łzom i uściskom nie było końca.
Barbara Sułek-Kowalska |