Często bywa tak, na przekór wszystkiemu, że ludzie, którym życie nie poskąpiło trudnych doświadczeń, mają w sobie wiele radości. Pokrzywdzeni, potrafią być ludźmi wolnymi od ich rozpamiętywania. Doświadczenie krzyża choroby czy złego potraktowania przez drugiego człowieka są w stanie przyjąć jako łaskę, która może wzmocnić ich życie. W ich oczach można dostrzec nadzieję, że Bóg nie pozostawia nikogo na pastwę losu. Również doświadczając trudności w pełnieniu swoich codziennych obowiązków, nie tracą ducha radości.
Zarówno prorok Izajasz, jak i św. Paweł zapraszają nas do szczególnego typu radości – radości w Panu Bogu. Wszystkich bez wyjątku. Tych, którzy mają w tych dniach powody do radości, bo mają akurat dobrą pracę i zdrowie, a do tego czeka na nich w domu kochająca rodzina. Ale także ludzi, którym nie musi być do śmiechu... Po takim zaproszeniu dzisiejsza Ewangelia wybrzmiewa słowami Jana Chrzciciela, aby wejść na „drogi Pana”. Musi się to wiązać z przyjęciem zaproszenia do nawrócenia i przyjęcia Jego woli. Niewątpliwie największą radością dla Jana Chrzciciela było dotarcie do wszystkich z Dobrą Nowiną. Świadczył o Światłości skromnie, unikając niepotrzebnego rozgłosu. Był ówczesnym biedakiem, który nie chciał ani przez chwilę, żeby mówiono o nim jako o proroku czy specjalnym posłańcu Boga. Nazwał siebie „głosem”, który powoduje, że odwieczne Słowo, które staje się ciałem, może być odpowiednio zapowiedziane. Nawet najbardziej donośny głos pozostaje zawsze niewidzialny. Jan zapowiada poprzez chrzest nawrócenia, że przychodzi Ktoś niezwykły, na kogo mają oczekiwać ludzie. W żaden sposób nie chce pozwolić na to, by sobą przysłonić Jezusa.
Od Jana Chrzciciela możemy się zatem uczyć, że prawdziwie poczujemy się ludźmi szczęśliwymi, kiedy damy Panu Bogu pokierować swoim życiem. Bez względu na sytuację, w jakiej jesteśmy teraz czy będziemy za jakiś czas, jesteśmy zaproszeni, by podążać za Mesjaszem. On przychodzi po to, by uczynić nas ludźmi szczęśliwymi w każdej sytuacji.
ks. Bartosz Szoplik |