Dla człowieka wierzącego celem życia jest miłość do Boga. Dlatego człowiek ciało podporządkowuje duszy, a duszę – działaniu łaski. Tę pracę nad sobą, wypracowywanie wewnętrznej harmonii i spójności, można różnie określić, zależnie od tego, na jaki akcent chce się zwrócić uwagę. Nazywamy ją ascezą, walką duchową, umartwieniem, pokutą... naszym Westerplatte!
Nie trzeba chodzić do siłowni ani jechać na Dakar (ostatnio nie w Afryce, ale w Ameryce Południowej), aby podejmować takie ćwiczenia. Pole do popisu jest przy każdej okazji. Mamy tu panowanie nad zachciankami, ciekawością lub zmysłowością. Tysiąc szczegółów codziennego życia prowadzące do szczerego zajmowania się ludźmi. Dyskretną pomoc, przykład, rozmowę i serdeczność. Dbanie o sprawy materialne domu, które są tak ważne, aby wszyscy dobrze się czuli. Kiedy zajmujemy się nimi z miłością, przestają być materialne. Stają się środkiem uświęcenia, uwielbienia Boga i apostolstwa.
Duch walki przejawia się w tysiącu małych rzeczy. Trzeba mieć mocną wolę, aby wytrwać w dbaniu o drobnostki, o jakiś konkretny szczegół, z miłości do Chrystusa i do innych. Zbiór tych wszystkich spraw zakłada troskę o to, by wszystko było uporządkowane, czyste, przyjemne, wygodne.
Są to wyrzeczenia, od których się nie umiera, które nie przygniatają, ale które pozwalają dojrzewać w miłości. Psychika nie staje się przez to zamknięta. Wręcz przeciwnie – cieszy się człowiek tam, gdzie inni znajdują rutynę i nudę. Codzienność staje się kolorowa, nabiera głębszego sensu. Nie popada się w sztywne stereotypy, lecz zdobywa się wrażliwość, aby odnajdywać okazje do ćwiczenia ducha. Sedno sprawy to pamięć, o co w tym wszystkim chodzi: o to, by kroczyć z miłością za Jezusem, podejmując z radością własny krzyż.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |