W nocy z 4 na 5 września mija w Niemczech dokładnie rok tzw. „Willkommenskultur”, czyli „kultury powitania”, kiedy to Angela Merkel, bez żadnej podstawy prawnej, nakazała otwarcie granic dla imigrantów będących w drodze z Węgier do Austrii i Niemiec. Decyzja ta rozpoczęła nowy rozdział w historii Europy – całej Europy, bo przecież miała wpływ również na inne kraje Unii Europejskiej. Szacuje się, że w tym czasie przybyło do Niemiec – według wyliczeń różnych instytucji – od miliona do nawet dwóch milionów imigrantów, w większości zarobkowych, w tym wielu niezarejestrowanych, którzy po prostu „rozpłynęli się” po kraju.
Od tego czasu częste doniesienia o dokonywanych przez imigrantów i uchodźców atakach na obywateli niemieckich wywołały falę protestów przeciwko polityce pani kanclerz. Media publiczne przemilczają większość incydentów, umniejszają ich znaczenie, tuszują fakty i manipulują nimi w taki sposób, aby potwierdzić słowa Merkel: „Damy radę” (Wir schaffen das). Słowa te Merkel powtórzyła pod koniec lipca na nadzwyczajnej konferencji prasowej, kiedy przerwała swój urlop po serii zamachów terrorystycznych na terenie Niemiec, w których zginęło kilkanaście osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Jej zapewnienie nie tylko nie uspokoiło społecznych nastrojów, ale wywołało falę nowych protestów obywateli i wręcz żartów w prywatnych mediach.
„Dziś jestem tak samo jak wówczas przekonana, że damy radę sprostać naszemu historycznemu zadaniu” – za tę wypowiedź gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” nazwała Merkel „niesuwerennym, pozbawionym instynktu i mylącym się w tej sprawie uparciuchem”. „Der Tagesspiegel” odpowiedział pytaniem: „W jaki sposób (damy radę)? I czy z nią (Merkel) czy bez niej?”. „Süddeutsche Zeitung” stwierdził natomiast, że „Merkel prawdopodobnie również zatonięcie Titanica (…) określiłaby jako »próbę wytrzymałości«”. Słowom Merkel przeczą zresztą działania rządu, który – jak podaje gazeta „FAS” – w ostatnim tygodniu przyjął program kryzysowy na wypadek ataku militarnego z zewnątrz bądź konfliktu wewnętrznego. Jest to pierwszy taki program od czasów zakończenia zimnej wojny. Dokument na 69 stronach zawiera wytyczne dla obywateli – zaleca zgromadzenie zapasów żywności i wody na dziesięć dni, opisuje nowy system alarmowy, możliwości służby zdrowia w razie kryzysu oraz włączenie niemieckiej armii w operacje antyterrorystyczne prowadzone przez policję.
Ludność cywilną najbardziej przeraża oczywiście punkt dotyczący zapasów żywnościowych, z dokładnym przeliczeniem dwóch litrów wody na osobę dziennie, do czasu kiedy nadejdzie pomoc ze strony państwa. Rządowy program kryzysowy w takiej wersji przyjmowany jest dokładnie rok po otwarciu granic, co chyba jest najlepszą odpowiedzią na to, co przyniosła „Willkommenskultur”. Co będzie dalej? Zapewne dalsze zabezpieczenia, nowe programy i zapewnienia o kontroli nad sytuacją.
Za kilka miesięcy wybory w Niemczech. Mało prawdopodobne jest, aby mimo nieudolnych rządów i fatalnych błędów Merkel ktoś ją zastąpił na stanowisku kanclerza. Wyraźnie odcinająca się od jej polityki bawarska frakcja CSU może teoretycznie wystawić swojego kandydata, ale wtedy Merkel zawiąże koalicję z SPD (socjaldemokraci) i Zielonymi, startując jako wspólny kandydat koalicji. A kolejne cztery lata rządów Merkel będą próbą naprawienia jej własnych błędów. W najlepszym wypadku.
Pamiętam, jak przed rokiem twierdziłem, że Merkel przejdzie do historii jako kanclerz upadku Niemiec. Obawiam się, że to właśnie dzieje się na naszych oczach.
Stefan Meetschen |