Andrzej Halicki, poseł PO, w rozmowie z Jackiem Żakowskim w radiu TOK FM oburzał się: „Dziwi mnie, że tego rodzaju osoba jest wśród nas. Jego poglądy, postawa, to, co czynił jako doradca Jarosława Gowina, są całkowicie sprzeczne z tym, co jest istotą myślenia w Platformie”. Szkoda, że nie wyjaśnił, na czym polega ta „istota myślenia”, ale w każdym razie podkreślił, że Królikowski powinien zostać zwolniony. Warto odnotować, że red. Żakowski nazwał poglądy Królikowskiego ultrakonserwatywnymi. Zastanawiam się, jak nazwać w tej sytuacji poglądy Żakowskiego. Trochę światła na to oburzenie rzuca Ewa Siedlecka, która w „Gazecie Wyborczej” zagrzmiała: „Królikowski nie dyskutuje, afirmuje poglądy arcybiskupa na temat rodziny, miejsca religii w państwie, homoseksualizmu. I »ideologii gender«”. Straszne! Wiceminister rozmawia z biskupem i podziela jego poglądy! Przecież w III RP dobry minister ma podzielać poglądy wiadomo czyje. Krzysztof Varga (też z „Wyborczej”) spojrzał głębiej i oznajmił ze zgrozą, że Królikowski jest „bardziej betonowy niż abp Hoser”.
Halicki, Żakowski, Varga i wielu im podobnych zdają się prezentować pogląd, że katolik może pełnić jakieś publiczne funkcje, ale pod warunkiem, że w swej publicznej działalności odłoży katolickie przekonania na bok i będzie postępował tak, jakby katolikiem nie był. Równie dobrze można by proponować Halickiemu, aby uprawiał politykę tak, jakby nie był Halickim. A Żakowskiemu, aby uprawiał dziennikarstwo tak, jakby nie był Żakowskim. Niektórzy (to specjalność tych od Palikota) sugerują, że katolik, który podejmuje działania zgodnie ze swym katolickim światopoglądem, jest „sługusem” biskupów i wykonuje ich dyrektywy. Skoro tak, to nasuwa się pytanie, czyimi sługusami są „ideolodzy gejowscy”, „zwolennicy gender”, „dawni tajni współpracownicy PRL-owskich służb”, różne „chrystofoby”, „katofoby” itd. Czy ich poglądy są w czymkolwiek bardziej naukowe i obiektywne od poglądów Królikowskiego?
Katolicy w życiu publicznym nie narzucają nikomu prawd wiary, np. w zmartwychwstanie Jezusa lub niepokalane poczęcie Maryi, ale mają prawo kierować się swoim rozumieniem człowieka, świata i dobra wspólnego. Smutne, że w układzie tworzonym przez władze PO jakby coraz mniej miejsca dla wierzących chrześcijan, i że ta niegdyś w założeniach konserwatywna co do wartości partia upodabnia się do SLD.
Całe to salonowe towarzystwo deklaruje swoją tolerancję i szacunek dla katolików, o ile są to katolicy „tak, ale…”, którzy bardziej wierzą w nauczanie „Wyborczej” niż w Katechizm Kościoła Katolickiego. Wszyscy inni to dla nich fundamentaliści i ultra coś tam. Tymczasem Benedykt XVI, podczas spotkania z polskimi biskupami w grudniu 2005 r., powiedział: „Kościół nie utożsamia się z żadną partią, natomiast przypomina zawsze, aby świeccy zaangażowani w życiu publicznym dawali odważne i czytelne świadectwo wartościom chrześcijańskim. Mają je głosić i bronić ich, gdy zostaną zagrożone. Będą to czynić na forum publicznym, zarówno w debatach gremiów politycznych, jak i w mediach”. Owe chrześcijańskie wartości są jednocześnie wartościami ludzkiej natury, jak np. płeć kobieca, płeć męska, małżeństwo, rodzina. Potrzeba katolików, którzy potrafią kompetentnie być katolikami w przestrzeni publicznej. I potrzeba biskupów, którzy takich katolików będą wspierać.
Dariusz Kowalczyk SJ |