Można oczywiście zżymać się na znaną restauratorkę i jej niezbyt wyszukany sposób zwracania uwagi na nasze kulinarne przywary. Można po chłopsku upierać się, że nie ma racji i nie ma lepszego smaku niż grillowana karkówka. Ale można też pokusić się o analizę: dlaczego tak „spsieliśmy” i dlaczego nie wykorzystujemy swoich naturalnych bogactw? No bo dlaczego Włosi potrafią sprzedać światu nie tyko słońce Italii, ale i jej smak?
Polska bylejakość w sprawach kulinarnych blokuje rozwój turystyki. W czasach kryzysu wygrają przecież ci, którzy będą umieli zaproponować wczasowiczom zdrowe i smaczne jedzenie. A to, co dzieje się teraz nad polskim morzem, woła o pomstę do nieba. Nad Bałtykiem furorę robią przekazywane z ust do ust ostrzeżenia przed rybą. Tak, nie należy już jeść ryb, bo to, co sprzedają w kurortach, nie jest już rybą morską, lecz chińską hodowlanką. Rybę z Bałtyku jedzą już tylko wtajemniczeni rdzenni mieszkańcy, którzy mają swoich dostawców i wiedzę o tym, jak jest przyrządzana. Bo różnica w smaku pomiędzy łososiem osmradzanym przy pomocy specjalnej maszyny w dwadzieścia minut a tym wiszącym w wędzarni kilka dni jest ogromna.
Problem z rybą nad polskim morzem jest złożony. Nie chodzi tylko o inwazję taniej, chińskiej tandety. Problem tkwi też w limitach połowów, które przydzieliła polskim rybakom Unia Europejska. Doszło do tego, że Unia płaci za to, żeby rybacy nie wypływali w morze. Więcej ryb zostaje wtedy dla Szwedów. Oni przecież chińszczyzny nie kupią, bo mają swoje tradycje i się po prostu cenią.
Na południu też nie jest lepiej. Producenci oscypków nie wystarczą, żeby uznać, że mamy swoje a raczej swojskie wyroby. Każdy, kto odwiedzi polską wieś, będzie zdumiony, jak trudno tam kupić jajka czy kiełbasę własnej produkcji. W tym przypadku pasuje powiedzenie: „cudze chwalicie, swego nie znacie”, choć w innym trochę kontekście. W Polsce chwalimy cudze, bo nie mamy szans poznać swego.
Polska od kuchni powinna stać się tematem ogólnonarodowej debaty. Bo bez pomocy państwa nie podźwigniemy się z tej kulinarnej bylejakości. I nawet cały klan Gesslerów nam w tym nie pomoże.
Dorota Gawryluk |