W rozmowach ze znajomymi słyszę raz po raz, że czasy się zmieniły, że żyje się inaczej i nic na to nie poradzimy. Młodzi nie myślą o małżeństwie, a tym bardziej o dzieciach, ale o seksie – jak najbardziej. Zamieszkują więc razem jako partnerzy i partnerki, a rodzice – choć do kościoła nawet chodzą – nie widzą innego rozsądnego wyjścia, niż przyklepanie tego stanu rzeczy. Łożą więc na swe pociechy oraz ich partnerki lub partnerów, podkreślając, że najważniejsze są dobre studia i dobrze płatny zawód. Co więcej, tłumaczą, że zabranianie dzieciom zamieszkania z partnerem lub partnerką, byłoby hipokryzją, bo przecież i tak by się spotykali i uprawiali seks. Takie czasy! I nie zawracaj kijem Wisły.
We Włoszech, w których kiedyś kultywowano autentyczne życie rodzinne, dzieje się tak od dawna. Dziś mamusie kultywują życie swoich jedynaków, trzydziestolatków i czterdziestolatków. Młodzi chcą „trochę pożyć”, mieć czas na wakacje na luzie, niektórzy robią kariery zawodowe. A poza tym nie mogą zakładać rodziny, bo jeszcze się materialnie nie urządzili. Myśl, że można się dorabiać we dwoje, zaczynając od jakiegoś skromnego kąta, nie pojawia się w ich umysłach. Stąd młode pary, których ślub można jeszcze zobaczyć w rzymskich kościołach w sobotę, raczej nie są tak naprawdę młode. „Panny” młode mają koło czterdziestki. A za sobą dużo antykoncepcji, czasem aborcję. W tej sytuacji zajść w ciążę nie jest łatwo. No, ale wtedy można się wspomóc zapłodnieniem w próbówce. Takie czasy!
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 29 (667), 22 lipca 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 1 sierpnia 2018 r.