Tamto piękne, słoneczne popołudnie w środę 13 maja 1981 roku na zawsze wbiło się bratu Marianowi w pamięć.
Zdjęcia ze zbiorów brata Mariana MarkiewiczaZ Janem Pawłem II brat Marian Markiewicz ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego czuł szczególną więź. Był jego rzymskim kierowcą prawie przez dwa lata przed wyborem na papieża. I zawiózł go na konklawe, co potem Jan Paweł II żartobliwie kwitował słowami: „ten papieski winowajca”.
W pamiętny dzień o godz. 17 była przewidziana cotygodniowa audiencja na placu św. Piotra w Rzymie. Przed bazyliką zgromadziły się tłumy.
– Miałem zawieźć biskupa pomocniczego krakowskiego Stanisława Smoleńskiego i biskupa kieleckiego Stanisława Szymeckiego na godz. 16 na sympozjum w Watykanie w Auli Pawła VI. Wyjechaliśmy z Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie. Zaparkowałem samochód i poszedłem na plac św. Piotra – opowiada brat Marian. O godz. 17 papież wyjechał spod bramy Arco delle Campane i zaczął objeżdżać sektory.
– Pomyślałem, że zanim Ojciec Święty objedzie cały plac, zdążę zanieść przesyłki biskupów do ośrodka polskiego na Via Pfeiffer 13 i wrócić, by go posłuchać. Kiedy wychodziłem z ośrodka, ulicą biegła zapłakana kobieta i krzyczała po polsku, że strzelano do Ojca Świętego. Pobiegłem na plac św. Piotra – opowiada brat Marian. – Przed bazyliką było wielkie zamieszanie. Samochody policji i karabinierów z piskiem opon, na sygnale jeździły w okolicy placu. W sektorach stali zszokowani i zapłakani pielgrzymi. Kawalerowie maltańscy i wolontariusze udzielali pomocy, biegali z lekami.
Zamachowiec strzelał do papieża przy drugim okrążeniu placu przez papamobil, w prawej skrajnej alejce placu. Dziś miejsce to oznaczone jest tabliczką z papieskim herbem. – Dotarłem do papieskiego podium – kontynuuje brat Marian. – Ojciec Kazimierz Przydatek przez mikrofon prowadził modlitwę i co pewien czas podawał komunikaty. Ojciec Święty był już w szpitalu, trwała operacja. Na tronie papieskim ustawiono obraz Matki Bożej Częstochowskiej ozdobiony ziarnami zbóż i nasion. Obraz przywieźli pielgrzymi z Kościana Wielkopolskiego i mieli wręczyć go podczas audiencji. W pewnym momencie powiał mocny wiatr i obraz z hukiem spadł na ziemię. Po placu przeszedł jęk grozy. Ojciec Przydatek uspokoił pielgrzymów i dalej prowadził modlitwę, a ja przypomniałem sobie o biskupach na sympozjum w Auli Pawła IV. Pobiegłem w tamtym kierunku. Informacje o zamachu jeszcze tam nie dotarły. Opowiedziałem bp. Szymeckiemu, co się stało, a on oznajmił wszystkim o zamachu na papieża – wspomina brat Marian. Biskupi pomodlili się za Ojca Świętego i od razu poszli na plac, do pielgrzymów.
– Następnego dnia pojechaliśmy z biskupami do Kliniki Gemelli. Była oblegana przez dziennikarzy z całego świata – opowiada.
Dzięki pomocy służb watykańskich udało się dotrzeć do środka i biskupi porozmawiali z lekarzami o stanie zdrowia papieża. – Po rozmowie stanęliśmy przed problemem, jak wydostać się z kliniki. Udało się wyjść tylnym wyjściem, ale i tak zauważyli nas dziennikarze. Wszyscy chcieli znać najświeższe informacje, nie obyło się bez gonitwy z kamerami za nami – wspomina brat Marian.
– Smutne to były dni i tygodnie. Ludzie modlili się bardzo żarliwie, żeby papież wrócił do zdrowia. To był wielki zryw, każdy szedł gdzieś na modlitwę w tej intencji – dodaje.
W pierwszą niedzielę po zamachu, 17 maja, na plac znowu przybyły tłumy. W godzinie Anioła Pańskiego otworzyło się okno papieskiej biblioteki. Tym razem nie pojawił się w nim Jan Paweł II, ale na plac popłynął jego głos. Nagrany głos zbolałego, zmęczonego papieża. – Ojciec Święty dziękował za modlitwę, po czym powiedział, że przebacza bratu, który mu to uczynił. Po tych słowach na placu płakali nawet mężczyźni – mówi brat Marian.
Kiedy Ojciec Święty mógł już wstawać, ukazywał się w oknie szpitala, żartując, że teraz Watykan przeniósł się do Kliniki Gemelli. – Woziłem wtedy gości z Polski do papieża, do kliniki – opowiada brat Marian. – Nie miałem możliwości spotkać się z nim osobiście, aż do 10 października w Castel Gandolfo, w trzecią rocznicę pontyfikatu.
– Gest przebaczenia w pierwszym publicznym przemówieniu był znakiem świętości papieża. Kiedy człowiek bardzo cierpi, nie myśli o innych sprawach poza swoim bólem. Ale Ojciec Święty pomyślał dalej, o przebaczeniu strzelającemu do niego człowiekowi – mówi brat Marian.