27 kwietnia
sobota
Zyty, Teofila, Felicji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Prawda nas wyzwoli

Ocena: 0
9528
Jak nie ma prawdy, to nie ma też autorytetów. Są tylko jacyś ludzie, którzy cynicznie wykorzystują sytuację polityczną dla własnych celów – mówi abp Marek Jędraszewski
Z abp. Markiem Jędraszewskim, metropolitą łódzkim, rozmawia ks. Henryk Zieliński


Rozumie Ksiądz Arcybiskup dzisiejszy świat?


Z trudem. Staram się zrozumieć i coraz mniej dziwić, bo wbrew pozorom wiele rzeczy, które się dzieją dzisiaj i są trudne do przyjęcia, tak naprawdę są „powtórką z rozrywki”. To jakieś déja vu w trochę innej oprawie. Ale mechanizmy w dużej mierze są te same.


Co ma Ksiądz Arcybiskup na myśli?


Głównie myślę o zjawiskach kulturowych, które uderzają w Kościół. Prawie dwa tysiące lat temu Chrystusa oskarżano, że działa mocą Belzebuba. I kto to mówił? Uczeni w Piśmie, autorytety niemalże urzędowe. Oni wprawdzie uznawali zaistniałe fakty, bo trudno było zaprzeczyć uzdrowieniom czy uwolnieniom od opętania dokonanym przez Chrystusa. Ale jest coś, czego uznać nie chcieli: że całe to dobro pochodzi od Boga. Ogłaszają więc, że ono pochodzi od Belzebuba. Taka interpretacja uderza nie tylko w Chrystusa, ale i we wszystkich, którzy Go słuchają. Również w tych, którzy zostali przez Niego uzdrowieni, bo ze słów uczonych w Piśmie musi wynikać, że także oni znajdują się w mocy zła.

Jak się popatrzy na oświecenie, to właściwie wtedy dokonało się coś podobnego. Wcześniej powszechnie przyjmowano, zgodnie ze słowami samego Chrystusa, że właśnie On jest Światłością świata, a ten, kto idzie za nim, nie chodzi w ciemnościach. Aż tu naraz niektórzy ludzie, którzy przyznali sobie tytuł Lumieres – „Świateł”, ogłaszają wszem i wobec, że wiara w Chrystusa to ciemnota i zabobon, który urąga ludzkiemu rozumowi. Natomiast ten, kto jest oświecony, powinien kierować się jedynie własnym rozumem. To, co działo się potem i co dzieje się współcześnie, jest konsekwencją przewrotu kulturowego, który dokonał się w XVIII wieku. Nożyce, które wtedy rozwarły się między światem kultury i polityki z jednej strony a chrześcijaństwem z drugiej, w pewnych środowiskach ciągle jeszcze bardziej się rozwierają. Mimo że kolejne wieki, a zwłaszcza wiek XX, pokazały, że ten ubóstwiany ludzki rozum bez trudu potrafi usprawiedliwić największe zło.


Po II wojnie światowej wydawało się jednak, że nie każde. Ludzkość uznała, że niekwestionowanym punktem wyjścia w osądzie moralnym i prawnym obejmującym każdego człowieka jest tzw. prawo naturalne…

To prawda, w pewnej mierze uznano prawo naturalne, jeśli ma Ksiądz na myśli orzeczenia Trybunału Norymberskiego. Ale w przyjęciu tej filozoficznej podstawy prawa, jaką jest prawo naturalne, nie było konsekwencji. W Norymberdze osądzono tylko jedną stronę – nazistów. Drugiej strony, czyli totalitaryzmu bolszewickiego, nie osądzono – i taki stan trwa dziś. To było osądzenie świata przez zwycięskich aliantów, zgodnie z tym, co wcześniej mówił Hitler, że zwycięzców nikt nie będzie sądził. Nie osądzono więc zbrodni katyńskiej i wielu innych. Skutki tego trwają. I co z tego, że potem uchwalono Powszechną Deklarację Praw Człowieka ONZ i wiele innych dokumentów, skoro są one skażone tym samym brakiem konsekwencji. Powstały bowiem nie w imię prawdy, ale w imię doraźnych interesów politycznych. Zabrakło w nich również jakiegokolwiek odniesienia do tego ostatecznego fundamentu, jakim jest Pan Bóg, a bez niego można w pewnym momencie wszystko zakwestionować.


Rozumiem, że ten brak konsekwencji zaowocował nie tylko bezkarnością komunistów, ale wręcz nobilitacją marksizmu?


Na Zachodzie marksizm zawsze cieszył się dobrą sławą. Francuska Partia Komunistyczna była prawie do końca najbardziej stalinowska na całym Zachodzie. Intelektualiści, zwłaszcza francuscy, byli zauroczeni bolszewizmem i komunizmem. Jean-Paul Sartre był oficjalnie zapraszany do Związku Radzieckiego i wracał stamtąd z pięknymi laurkami na temat wolności i sprawiedliwości panującej w tym komunistycznym raju.

W Norymberdze osądzono tylko jedną stronę – nazistów. Drugiej strony, czyli totalitaryzmu bolszewickiego, nie osądzono
Przed kilkunastu laty ukazała się książka „La rive gauche” („Lewy brzeg”), która pokazuje, jak bardzo lewobrzeżny Paryż ze swoimi dzielnicami uniwersyteckimi był bastionem komunizmu i maoizmu. Tam rodziła się zachodnia rewolucja kulturowa z 1968 roku. Okazuje się, że prawie wszyscy „wielcy” przedstawiciele francuskiej kultury byli przed wojną i po wojnie płatnymi agentami sowieckiej ambasady. To oni rozsadzali od środka ówczesne społeczeństwo.

Podobnie było również w innych krajach. Nawet jeśli we Włoszech rządziła chadecja, to na uniwersytetach trwała już pełzająca rewolucja, zgodnie z tym, czego nauczał Antonio Gramsci (1891-1937), że komunistyczna rewolucja ma iść poprzez kulturę. Czyli nie przez rozstrzeliwania i łagry, ale przez przemianę umysłów. Dlatego dla włoskich komunistów tak ważne były centra życia intelektualnego, nad którymi należało przejąć władzę.

W połowie lat 70. byłem świadkiem zamachów terrorystycznych organizowanych w Rzymie przez marksistowskie ugrupowania, przez Prima Linea czy Czerwone Brygady. W 1978 roku doszło nawet do porwania i zastrzelenia premiera Włoch Aldo Moro. Wtedy lewaccy bojówkarze mieli swoje główne gniazda na uniwersytetach. Tam było siedlisko nowych hunwejbinów, już nie proletariuszy, ale ludzi z cenzusem naukowym, kontynuujących linię ideologiczną wywodzącą się z heglizmu i marksizmu.


Na Zachodzie był to chyba już neomarksizm?

Tak, również między innymi dlatego, że ciągłość między marksizmem a neomarksizmem nie została przerwana przez proces norymberski. Być może jakaś część społeczeństwa zachodniego była przekonana, że wtedy wreszcie zostało osiągnięte coś bardzo ważnego, to znaczy praktyczne uznanie prawa naturalnego. Ale to szybko zostało zakwestionowane. Kolejne publikacje neomarksistowskie, zwłaszcza przedstawicieli tzw. szkoły frankfurckiej, pokazują, jak bardzo zaciętymi stali się oni przeciwnikami sytego społeczeństwa zachodniego lat 60. Odwołując się do ludzkich tęsknot lepszego świata, w którym w pełni będą panować dobro i miłość, skanalizowali je w duchu marksistowskim i freudowskim, przedstawiając projekt zupełnie nowego społeczeństwa, wyzwolonego ze wszystkiego, z wszelkich zasad moralnych, zwłaszcza odnoszących się do życia seksualnego. Symbolem rewolucji kulturowej na Zachodzie w 1968 roku stał się przesycony narkotykami Woodstock.

Kiedy w tym samym 1968 roku papież Paweł VI ogłosił słynną encyklikę Humanae vitae o zasadach moralnych związanych z życiem małżeńskim, Kościół stał się celem brutalnych ataków ze strony sił lewackich. Na ulicach Rzymu pojawiały się plakaty, na których przedstawiano papieża Pawła VI z podbitym okiem, a pod nim zaciśnięta pięść – symbol znaczącej wtedy masońsko-lewackiej Partii Radykalnej.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter