Poeta w Harbinie (pierwszy z prawej)
Tak pisał w 1926 r. w podaniu do rektora Uniwersytetu Warszawskiego Władysław Pelc. Miał raptem dwa lata, gdy jego rodzice zostawili Wysokie Mazowieckie i w 1908 r. wyruszyli z nim na Daleki Wschód. Nie wiedział nawet, że opuszcza ojczyznę.
„W roku 1914 wstąpiłem do szkoły rosyjskiej w Buchedu. Uczyłem się tutaj przez lat 6, z początku w szkole powszechnej, później w średniej. W roku 1920 dotarła do Buchedu wiadomość, że w największym mieście Mandżurii Północnej, w Harbinie, egzystuje polskie humanistyczne gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza, założone w roku 1917, w rocznicę śmierci wielkiego pisarza. Przy czynnym poparciu Wielebnego Księdza Władysława Ostrowskiego, założyciela i kierownika szkoły, rodzice wysłali mię tam niezwłocznie. […] Byłem świadkiem rozwoju tej jedynej w Azji polskiej średniej uczelni… Brałem udział we wszystkich organizacjach młodzieży polskiej w Azji na stanowiskach naczelnych. Od roku 1924 brałem czynny udział w życiu gimnazjum… jako nauczyciel języka polskiego na kursach i lekcjach dodatkowych. Wśród ciągłej walki o polskość i o szerzenie naszych wpływów w Azji poznałem i ukochałem bardzo język ojczysty.”
Tam w „Tygodniku Polskim” debiutował jako prozaik; po przyjeździe na studia polonistyczne do Warszawy „Rycerz Niepokalanej” wydrukował jego „Pieśń do Królowej Korony Polskiej” (1928). Takie były początki kariery zakochanego w ojczyźnie-polszczyźnie młodego człowieka, który jednak 6 godzin dziennie poświęcał na naukę chińskiego! Obserwowali go ukradkiem dwaj bracia-zakonnicy z Niepokalanowa, ojciec Alfons Kolbe i przyszły święty – o. Maksymilian. A Pelc tymczasem „dał nogę”. Uzyskał roczne stypendium Towarzystwa Polsko-Chińskiego na studia chińszczyzny w Harbinie, po czym wrócił do Polski z tamże poślubioną nauczycielką polonistką, Heleną Szantyrówną.
Już jako pracownik polskiego MSZ wraz z żoną udał się ponownie do Harbina na pierwszą misję. Wtedy poznali tam innego poetę (i pianistę), wicekonsula Stanisława Balińskiego. Pelc do poetów miał szczęście także podczas swej służby w paryskiej Ambasadzie RP. Gdy ją rozpoczął w październiku 1937 r. w Wydziale Prasowym, poznał Jerzego Paczkowskiego, czapkującego Skamandrytom, zwłaszcza Lechoniowi, i Jana Brzękowskiego z Awangardy Krakowskiej. Cóż było czynić?
Pelc miał jedno wyjście: stał się „poetą osobnym”. Nieprzypadkowo jednak właśnie oni trzej znaleźli drogę do Oficyny Nicejskiej Samuela Tyszkiewicza. Ten artysta- typograf z dniem 1 września 1939 r. rozpoczął bój o przetrwanie poezji polskiej. Wydał serię tomików, zaczynając w 1940 r. od „Barbakanu warszawskiego” Wierzyńskiego. Pośród tytułów 1942 r. był Paczkowski – i „Adwent” Pelca. Ta „osobność” w różnorodności chyba pozostała cechą serii do końca, mimo że Tyszkiewicz nie znał się na poezji.
Bracia Paczkowscy wciągnęli Pelca do POWN (Polska Organizacja Walki o Niepodległość). Podstawą działania była „konspira”. Pelc prowadził koło „Albert” w Nicei; bracia Paczkowscy wyfrunęli na północ do męskiego pojedynku z niemieckimi rakietami V-1. Jerzy przypłacił to życiem.
…Gdy chwieje się nad tobą białość promienista,
przystań pokornie, zmęczoną głowę schyl,
by Mistrz, co patrzy teraz na dzieciństwo czyste,
na radość cichą z lazurowych mil,
uśmiechnął się wspomnieniem i do twojej duszy,
i dał ci łaskę zwrotu młodych lat,
byś poczuł serce jak skowronka w głuszy
i byś mógł zaśpiewać majowy magnificat:
– O umiłowane,
od konwalii białe,
od łąk zielone i wilgotne,
nadzieją niecierpliwą tkane
dzieciństwo moje niepowrotne…
Władysław Pelc Wiosna (fragment)
Po Jałcie nie było dobrych prognoz dla Polaków. Pelcowie wybrali Paryż. Poeta przyjął ofertę francuskiego MSZ – wspomagał polskich rozbitków, uchodźców i tzw. bezpaństwowców. Tom Pelca „Lato miłościwe” (Florencja 1951) zamknął serię. Reszta jest milczeniem. Milczy w dwudziestu niskonakładowych tomikach jego poezja, przede wszystkim religijna, wydawana własnym sumptem, dla przyjaciół i znajomych.
To dzisiejszego rana było Zmartwychwstanie.
Przeszedł po świecie promienistą stopą i nie dotknął ziemi
Bóg nasz, Jezus Chrystus, który z martwych wstał.
Jeszcze się palą czeremchy jak świece
I dzwonią jeszcze kaczeńce na introibo ad Altare Dei…
Władysław Pelc Lato miłościwe (fragment)
Umierał dziesięć lat temu w polskim domu opieki pod Paryżem, wsłuchany w świeże głosy praktykantek z Instytutu Pielęgniarstwa, na jego życzenie głośno czytających „Pana Tadeusza”. Piękne, patetyczne rozstanie ze światem.
Nostalgia – słowo obce – składa się z dwóch elementów: z greckiego nostos (powrót) i algos (cierpienie). Wszędzie zdarzali się tacy, którzy tęsknili za ojczyzną. Poetom należy się osobne wśród nich miejsce, choćby z tego względu, że zostawiają po sobie ślad dla potomnych.
Wojciech J. Podgórski |