HULAJ DUSZA BEZ KONTUSZA
„Polskie seriale przełamują tabu!”, „Moda na geja, czyli przełom w polskiej TV” – takie nagłówki biją po oczach odwiedzających portale plotkarskie oraz strony internetowe prezentujące opisy i rankingi programów cieszących się dziś największą oglądalnością. A tuż pod nimi zaczyna się litania zachwytów pod adresem produkcji pokazujących szczęśliwe pary homoseksualne, udane zabiegi in vitro czy burzliwe życie seksualne pięknych singielek. Od czasu do czasu fala superlatywów przerywana jest utyskiwaniem, że, niestety, polskiej telewizji daleko jeszcze do niedoścignionych zachodnich wzorców.
– Dziś seriale stają się tubą, przez którą przedstawiana jest głównie ideologia liberalna. Pokazują obraz społeczeństwa bardzo zdemoralizowanego – twierdzi dr hab. Grzegorz Łęcicki, teolog mediów, kierownik Katedry Teologii Środków Społecznego Przekazu UKSW. – Przejawia się to w tym, że w większości seriali, pokazujących teoretycznie życie zwykłych Polaków, fundamentalnym założeniem jest skreślenie Dekalogu, ze szczególnym uwzględnieniem VI i IX przykazania. Seriale całkowicie podważają sens instytucji małżeństwa, wierności i czystości, pokazując, że „jak mi się ktoś inny niż małżonek spodoba, to mogę pozwolić sobie na skok w bok albo porzucenie osoby, której obiecywałem dozgonną miłość”. Nasi przodkowie mawiali: hulaj dusza bez kontusza. Serialowy wizerunek amanta, który ma co pół roku inną partnerkę czy wręcz żonę, wypacza rzeczywistość. Seriale nie pokazują dramatu, jaki jest udziałem porzuconych żon i dzieci. Bohaterowie, mimo wszechobecnych zdrad i rozwodów, nie są poranieni, nie borykają się z depresją, nie stają się cyniczni, nie mają poczucia grzechu, sumienie nic im nie wyrzuca, bo naczelną zasadą ich postępowania jest poszukiwanie tylko własnego szczęścia. W realnym świecie te zagadnienia mają nie tylko inny, głębszy wymiar, ale także inną jakość, o czym najlepiej wiedzą spowiednicy.
Moda na przełamywanie kolejnych społecznych tabu i ukazywanie jako normy czegoś, co większości widzów wciąż nie mieści się w głowie, opanowała rodzime produkcje. I tak w serialu „Usta Usta” jedna z bohaterek postanowiła poczęstować marihuaną swoją teściową. Jedna z bohaterek „Na Wspólnej” zaczęła sobie dorabiać, uprawiając, w zamian za prezenty, seks ze starszym mężczyzną. Wątek transwestytyzmu poruszająco ukazał paradokumentalny serial „Ukryta prawda”, słynący zresztą z promowania idei ultralewicowych. Główny bohater jednego z odcinków, pięćdziesięcioletni mąż i ojciec, ujawnił niespodziewanie przed rodziną chęć zostania kobietą. I choć spotkał się w związku z tym z odrzuceniem, całość zakończyła się happy endem – rodzina zaakceptowała go takim, jakim jest, i dzięki tatusiowi nauczyła się „otwartości” i „tolerancji”. W ostatnich tygodniach na ekrany wkroczył najnowszy serial paradokumentalny wyprodukowany przez TV Polsat o znaczącym tytule „Zdrady”. Jak sama nazwa sugeruje, w każdym odcinku widz może zobaczyć intrygę, na końcu której rozpada się małżeństwo. – Na ekranie najczęściej pojawiają się seriale pokazujące życie singli w wielkich aglomeracjach, osób dobrze sytuowanych, jeżdżących drogimi autami, mieszkających na strzeżonych osiedlach, co nie jest przecież normą dla większości Polaków. Może to sprzyjać rozwojowi postaw hedonistycznych i konsumpcyjnych – tłumaczy dr Wiśniewski. – Dodatkowo seriale pokazują nam, że istnieją różne modele życia, i oswajają z takimi, które do tej pory nie były społecznie akceptowane. Przekłada się to na wyobrażenia ludzi dotyczące chociażby istniejących modeli rodziny. W telewizji rzadko prezentowany jest model, gdzie jeden mężczyzna i jedna kobieta przez lata żyją ze sobą i wychowują dzieci.
Serial "Ranczo" (zdjęcie z planu) od 2006 r. cieszy się niesłabnącą popularnością
Ostatnimi czasy przeciwko propagandzie relatywizmu wystąpiła nawet instytucja, która do tej pory niespecjalnie przejmowała się jakością programów goszczących na antenie, choć do tego właśnie została powołana, czyli Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Karę 300 tys. zł musiał zapłacić TVN za emisję programu „Rozmowy w toku”, w którym młode kobiety opowiadały, że uprawiały seks z wieloma mężczyznami w takich miejscach jak winda czy toaleta, a jedna z nich stwierdziła, że seks jest dla niej potrzebą fizjologiczną, taką samą jak jedzenie czy picie.
W odpowiedzi na protesty i karę podniosło się larum o wprowadzanie „fundamentalistycznej cenzury”, a producenci telewizyjni zaczęli uspokajać, że nie ma co przeceniać wpływu telewizji na rzeczywistość, bo nikt nie rozwodzi się dlatego, że zobaczył na ekranie rozwód u Mostowiaków.