27 kwietnia
sobota
Zyty, Teofila, Felicji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Polacy kupili fikcję

Ocena: 0
3626
Po 1989 r. zamiast niepodległości, wolności czy demokracji mamy w Polsce postkomunizm – mówi prof. Marek Jan Chodakiewicz, autor książki "Transformacja czy niepodległość?"
Z Markiem Chodakiewiczem, profesorem w Instytucie Polityki Światowej w Waszyngtonie, rozmawia Marek Krukowski


Na okoliczność rocznicy wyborów 4 czerwca mainstreamowa propaganda wieściła wszem i wobec, że Polska pod światłym przewodnictwem elit tego właśnie nurtu osiągnęła w ostatnim 25-leciu niebywały sukces, że żyjemy w najlepszej z możliwych Rzeczypospolitych, a niedowiarków przekonuje argumentem, że uniknęliśmy losu Ukrainy.

Wydaje mi się, że na Ukrainie jest świetnie w porównaniu z Koreą Północną czy Kubą. Radość, że post-PRL jest mniej spatologizowany niż postsowiecka Ukraina jest kompletnie bez sensu. Powinniśmy porównywać się nie z tym, co jest gorsze, tylko z tym, co jest lepsze, bądź z tym, co mogłoby być lepsze, gdybyśmy w przeszłości wykorzystali wszystkie szanse i możliwości. Wolałbym, aby – przy wszystkich różnicach – punktem odniesienia dla Polski był Singapur, który swego czasu flirtował z komunizmem w stylu chińskim, ale potem przeszedł na pozycje autentycznie wolnorynkowe. Oczywiście, każda minuta oddalająca nas od PRL działa na naszą korzyść, ale nie można zapominać, że każda minuta niewykorzystana należycie jest stracona, bo czas nie stoi w miejscu.


Co ciekawsze, poprzestawać na małym każą nam ludzie uważający się za depozytariuszy tradycji polskiej inteligencji…


Postępowa inteligencja marzyła o „szklanych domach”, miała wizję Polski nowoczesnej, potężnej, prosperującej. Ale to była wizja – co trzeba ze szczególną mocą podkreślić – polskiej inteligencji, która nie wstydziła się myśleć i mówić w kategoriach Polski oraz polskich interesów. A jak jest dzisiaj? Wcale nie jest tak łatwo znaleźć po 1989 r. inteligentów, którzy potrafili bez zahamowań mówić o polskości, o Polsce. Dla wielu z nich kojarzy się to z nacjonalizmem, który z kolei pachnie im nietolerancją. Określenie „Polak” powinno być odbierane jako coś na kształt tytułu honorowego, brzmieć dla nich dumnie, świadczyć o zakorzenieniu we wspólnocie narodowej. Niestety, w bardzo dużej mierze ta wspólnota jest wciąż zatomizowana. To są skutki komunizmu, ukąszenia heglowskiego. W jakiejś mierze racje miał Jakub Berman, mówiąc, że głęboko wierzy w to, iż w końcu komunistom uda się tak przeorać świadomość Polaków, że nie będą już oni marzyli o wielkiej Polsce.


Lewica odniosła duży sukces w walce o język, o znaczenie słów.


Wmówiła wielu ludziom, że nacjonalizm jest tożsamy z szowinizmem narodowym, a to są przecież dwa różne zjawiska. Szowinizm łączy się z nienawiścią, a nacjonalizm jest po prostu poczuciem wspólnoty narodowej. Jest też narzędziem mobilizacji społecznej i może służyć zarówno sprawom dobrym, jak i złym. W przedwojennej Japonii taka mobilizacja była ukierunkowana na wojnę, a po 1945 r. zorientowano ją na odbudowę kraju.


Co – Pana zdaniem – jest największym sukcesem, a co największą klęską minionego ćwierćwiecza?


Największą klęską jest powodzenie operacji „otumanianie”. Polegała ona na wmówieniu Polakom nad Wisłą, że wybuchła wolność, że nastąpiło zerwanie ciągłości, czyli że Polska przeszła od komunizmu do demokracji. Wymęczeni od 1939 r. wypadkami dziejowymi chętnie kupili tę fikcję. Większość z nich nie chce, czy nie potrafi przyjąć do wiadomości, że w istocie rzeczy zamiast niepodległości, wolności czy demokracji mamy postkomunizm.


Czyli – nawiązując do tytułu najnowszej Pana książki – zamiast niepodległości mamy transformację?


Transformacja oznacza przekształcenie pewnego zjawiska czy ciała, w którym zachowuje ono prawie wszystkie swoje główne właściwości. Zmianie ulega tylko jego kształt, jego obraz. A zatem w transformacji mamy do czynienia z kontynuacją, a nie z zerwaniem ciągłości. Powyższą tezę lubię ilustrować następującym przykładem: Przyjmijmy, że kartka papieru, która teraz trzymam w ręku to komunizm. Jeśli ją zgniotę w kulkę to wciąż będę miał kawałek papieru, tylko w zmienionej formie. To jest właśnie transformacja. Natomiast gdybym tę kartkę spalił, zniszczyłbym ją i papieru już bym w ręce nie miał. To samo by się stało z komunizmem, gdyby nad Wisłą doszło do kontrrewolucji, czyli do zerwania ciągłości, w tym do przeprowadzenia dekomunizacji i dezagenturyzacji.


Pytanie tylko, czy do takiego pełnego zerwania mogłoby dojść?


Musimy pamiętać o jednym: celem reform Gorbaczowa, celem polityki „pierestrojki” i „głasnosti” było ocalenie komunizmu i pozycji Związku Sowieckiego. Tak samo wierni Moskwie towarzysze z ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka chcieli uratować socjalizm, PRL oraz zachować władzę. Zamierzali, jak ich sowieccy mocodawcy, utrzymać kontrolę nad społeczeństwem. Reformy ekonomiczne miały służyć uwłaszczeniu nomenklatury, a kooptacja „konstruktywnej opozycji” miała stworzyć pozory dzielenia się władzą. Sprawę, co prawda, skomplikował rozpad Związku Sowieckiego, ale nie na tyle, by komuniści nie dali rady dostosować się do nowych warunków. Oddali te sfery, których już nie musieli kontrolować, przetrwali kryzys i po czterech latach wrócili do władzy politycznej, legitymizowanej zwycięstwem w demokratycznych wyborach.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter