To, co zaoferował swojemu narodowi rząd węgierski,
może być kopalnią inspiracji dla rządu polskiego
– Na Węgrzech, tak jak w Polsce, mamy całą różnorodność poglądów, opinii, debat politycznych. Oczywiście, nie da się ukryć bliskości politycznej obecnych rządów. To stanowi element łączący. Podobnie oceniamy konkretne zagrożenia, trudności; podobną stawiamy diagnozę i podobne obieramy sobie cele. Na przykład w kwestii imigrantów: Polska i Węgry jednoznacznie oczekują ochrony zewnętrznych granic Europy i większego zaangażowania w rozwiązywanie problemów tam, gdzie one powstają, a nie tylko zaradzania ich skutkom. Ale na Węgrzech sytuacja jest bardzo trudna. Mamy wojnę na Wschodzie, frontalny atak fali imigranckiej z południa. To wywołuje pewną retorykę antyunijną. Ale dla Węgier nie ma dziś alternatywy poza Unią Europejską. Bez pieniędzy unijnych Węgry, ich gospodarka, nie mogłyby dziś funkcjonować; dzięki nim powstało blisko 95 proc. inwestycji publicznych. Pamiętajmy także, że Węgry są i jeszcze przez najbliższe siedem lat pozostaną krajem, gdzie na głowę otrzymuje się najwyższe unijne wsparcie – przypomina ambasador Kowalski.
Podobnego zdania jest jeden z chcących zachować anonimowość specjalistów od Węgier w polskim MSZ. – Trzeba realistycznie oddzielać retorykę od rzeczywistości. Węgrzy są bardzo poprawni politycznie. Debata międzynarodowa, w której prezentuje się swoje, czasem dość radykalne zdanie, jest częścią demokracji. Ale dotychczas Węgry we wszystkich kluczowych kwestiach europejskich, bezpieczeństwa czy ukraińskich, generalnie akceptowały wspólne europejskie stanowisko – mówi. Potwierdzać to może konferencja prasowa prezydentów Dudy i Ádera w Pałacu Sandora, podczas której ten drugi, zapytany przez polskich dziennikarzy o stosunek do Nord Streamu, uchylił się od odpowiedzi. – To dlatego, że – chociaż wspólne oświadczenia wyszehradzkie się pojawiły – Węgry były bardzo silnym adwokatem prorosyjskiego gazociągu południowego. Nie będą więc jednoznacznie krytykować Nord Streamu – dodaje wspomniany specjalista.
Między Wschodem i Zachodem
Węgry prawdopodobnie najtrafniej określa metafora sprzed stu lat czołowego poety nowej liryki węgierskiej Endrego Ady’ego, który określił swój kraj jako prom stale kursujący między brzegami Wschodu i Zachodu. Już zachodni, ale mający korzenie na wschodzie; chcący być pośrednikiem między tymi dwoma światami. Metafora ta jest bardzo żywa politycznie, co widać w polityce zagranicznej Węgier. Węgrzy są w UE i zazwyczaj głosują bardzo lojalnie, np. w kwestii sankcji wobec Rosji, a z drugiej strony linia prorosyjska oraz obecne otwarcie na Południe i kraje poza Europą są bardzo widoczne. Społeczeństwo węgierskie zaś jest politycznie rozwarstwione na „proeuropejczyków” i „narodowców”, o których wzrastającej sile świadczą coraz lepsze polityczne notowania Jobbiku – Ruchu na rzecz Lepszych Węgier, odpowiednika polskiego ONR, dziś drugiej najpopularniejszej partii.
Węgrzy są dzisiaj przede wszystkim sobą. Pielęgnują swoją odrębność, o północy śpiewają hymn na smutno i lamentują, że są sami. Według węgierskich danych statystycznych jest ich dziś 9 mln 823 tys., plus kilka milionów mówiącej po węgiersku emigracji. Do tego corocznie o 40 tys. więcej ich umiera, niż się rodzi. Marzą o czasach sprzed 1920 r., naklejając na zderzakach samochodów koronę św. Stefana – symbol Wielkich Węgier, do których należała Słowacja, Siedmiogród, część Dalmacji itd. Trauma Trianon (chodzi o rozstrzygnięcia traktatowe z 1920 r.) po prawie stu latach jest bardzo mocno obecna w węgierskiej świadomości i wpływa i na politykę Węgier, i na życie codzienne obywateli. Dlatego większość z nich cieszy to, że Viktor Orbán liczy się dziś na europejskich salonach jako ten, który dokonuje śmiałych reform i pierwszy wobec imigrantów miał własną, niezależną politykę.
A nas, Polaków, Węgrzy darzą autentyczną przyjaźnią i doceniają dzisiejszą, wspólną z ich dążeniami polską politykę, opartą na wartościach religii, narodu i rodziny. Liczą na nasze polityczne i moralne wsparcie oraz kibicują naszym przemianom.
Radek Molenda |